Jezu, chcę cierpieć, cierpieć dla Ciebie. Zawsze z modlitwą na ustach. Często upada, kto często podejmuje postanowienia. A co dzieje się z kimś, kto postanawia rzadko?
Nie robiłam często postanowień, ale i żadnego nigdy nie dotrzymałam, grzeszyłam na wszelkie sposoby, codziennie prosiłam Jezusa o cierpienie, o dużo cierpienia.
Od czasu, kiedy mama obudziła we mnie marzenia o Niebie, zawsze, nawet kiedy grzeszyłam, gorąco go pragnęłam i gdyby Jezus pozwolił mi wybierać, wolałabym uwolnić się od ciała i odlecieć do Nieba.
W tym samym roku pojawiło się we mnie inne pragnienie: czułam, jak rośnie we mnie pragnienie kochania Jezusa Ukrzyżowanego, a zarazem cierpienia i pomagania Jezusowi w Jego Męce.
Źle robi mi to, że jestem tak daleko od Najświętszego Sakramentu.
Chcę podążać za Tobą za cenę cierpienia i chcę tego gorąco; nie, Jezu, nie chcę więcej męczyć Cię swoim letnim postępowaniem, jak do tej pory; musiało to budzić w Tobie niesmak.
Nosiłam pierścionek; i ten zdjęłam i odtąd nic już nie miałam.
Zdaję się na Ciebie, mój Boże. Wszystkie moje dążenia, wszystkie uczucia będą dla Ciebie.
Czuję się słaba, Jezu, ale z Twoją pomocą, mam nadzieję, zdołam żyć inaczej, to znaczy bliżej Ciebie.
Nieraz zastanawiałyśmy się nad moimi grzechami i nad moją niewdzięcznością dla Jezusa i zaczynałyśmy obie płakać.
Każdego wieczoru, ledwie wyszłam ze szkoły, szłam do domu, zamykałam się w pokoju i klęcząc odmawiałam cały Różaniec, a w nocy nieraz wstawałam na jakiś kwadrans i polecałam Jezusowi moją biedną duszę.
Trzy, cztery razy w tygodniu przystępowałam do Komunii Świętej i Jezus przychodził, chociaż byłam taka niedobra, był ze mną, mówił mi tyle rzeczy.
Pamiętaj, że cenną biżuterią, która upiększa oblubienicę ukrzyżowanego Króla, mogą być tylko ciernie i krzyż.
Codziennie odwiedzać Pana Jezusa w Sakramencie i mówić do Niego bardziej sercem, niż językiem.
Ze wszystkich sił pracować nad tym, by nie prowadzić rozmów na tematy obojętne, a tylko o sprawach Nieba.
Nie pragnęłam niczego więcej: codziennie dostawałam dziesiątkę i codziennie słuchałam objaśnień kolejnego momentu Męki.
Gemmo, ileż dostałaś od Jezusa!
Pamiętajmy, że jesteśmy niczym, Bóg jest wszystkim, Bóg jest naszym Stwórcą, wszystko, co mamy, mamy od Boga.
Widziałam, jak bardzo jestem niewdzięczna wobec mego Boga i jak strasznymi grzechami cała jestem pokryta.
Wychowawczyni często mówiła na mnie „Pyszna".
Nieraz w ciągu dnia popadałam w pychę, zanim się spostrzegłam.
Gemmo, należysz do Jezusa; powinnaś być cała Jego. Bądź dobra: Jezus jest z ciebie zadowolony, ale bardzo potrzebujesz pomocy. Rozważanie Męki Pańskiej ma być dla ciebie czymś najdroższym.
Za każdym razem, kiedy bije zegar, trzy razy powtórzę: O mój Jezu, miłosierdzia.
Najgorsza ze wszystkich byłam zawsze ja, któż może wiedzieć, jaki rachunek muszę zdać Panu za zły przykład, jaki dawałam rodzeństwu i znajomym!
Często będę odwiedzać Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zwłaszcza wtedy, kiedy będę smutna.
Świadectwo
Aktualności
Cuda i łaski
Dowodem pomocy z nieba Świętej Gemmy są uzdrowienia (fizyczne i duchowe), będące efektem modlitw zanoszonych do Boga przez jej przyczynę.
Zachęcamy do nadsyłania świadectw o łaskach otrzymanych przez wstawiennictwo Świętej Gemmy Pasjoniści - Centrum Promocji Duchowości Pasyjnej pw. Świętej Gemmy Galgani
Trzydzieste drugie świadectwo (26 września 2024 r.):
,,Świętą Gemmę nazywam lekarką i przyjaciółką mojej duszy. Jest to Święta, która sama mnie odnalazła, ponieważ w mojej wierze nie przywiązywałam dużej wagi do kultu świętych, z wyjątkiem św. Antoniego.
Trzydzieste pierwsze świadectwo (10 maja 2024 r.):
,,W kolejnym dniu, tj. 19 kwietnia, mojej trzymiesięcznej walki (od 12 marca, czyli daty mojego przeszczepu) o pełny powrót do zdrowia i dobrej kondycji (bo według propagowanych zaleceń ten okres tyle trwa i jest pewnym zaworem bezpieczeństwa biorcy) żyję niesamowitym odkryciem. Zanim o tym opowiem, już teraz muszę zastrzec, że mimo wszystko nie należę do ludzi egzaltowanych, poddających się łatwo cudownościom. Jestem realistą z krwi i kości, bo również moja praca naukowo-badawcza wymaga takiego podejścia. Trzymam się więc swojego „kawałka podłogi”, dlatego – myślę – Pan Bóg nie objawia mi się bezpośrednio w jakichś widzeniach czy głosach. Wybrał dla mnie sposób za pomocą łatwo dla mnie zrozumiałych znaków, bym umiał czytać Jego wolę i Jego obecność: przez różne zbiegi okoliczności, nielogiczne zdarzenia czy odkrywane nagle słowa. Czasem mówi również przez ludzi. Nauczyłem się z biegiem czasu widzieć te znaki, czasami nawet z perspektywy czasu, bo na wytłumaczenie pewnych zdarzeń trzeba niekiedy cierpliwie poczekać. I, co najważniejsze, Bóg nie musi do mnie mówić, bo kim ja jestem dla Niego? Prochem i nicością. I to też jest znak. I trzeba też go umieć przyjąć i przytaknąć Bogu, i wierzyć, że jego sens zostanie kiedyś odkryty.
A wracając do niezwykłego odkrycia, to rano w „Gościu Niedzielnym” (nr 15/2024) znalazłem artykuł pt. „Pokaż dziewczyno, co potrafisz”. Na podstawie pobieżnego oglądu dowiedziałem się, że bohaterką tekstu jest św. Gemma Galgani, młoda mistyczka włoska, która żyła na przełomie XIX i XX wieku i w chwili śmierci miała tylko 25 lat. Zorientowałem się również, że w artykule opowiada o Niej franciszkanin, ojciec Symplicjusz Sobczyk. I zamierzałem nawet przerzucić te strony, ale mój wzrok najechał na słowa, które mnie zastanowiły, że ojciec Symplicjusz jest przekonany o wielkich łaskach otrzymanych za wstawiennictwem św. Gemmy Galgani. O tej świętej mistyczce słyszałem, ale nie znałem Jej tak jak swoich ulubionych świętych: Tomasza More, Brata Alberta czy Matkę Teresę z Kalkuty. Nie żyłem też Jej duchowością, ale coś mnie przynagliło do lektury tego artykułu. I odkrywałem Jej trudną i bolesną drogę życiową i konteksty zdarzeń, przez które, po ponad stu latach od śmierci, weszła w życie wielu ludzi, zwłaszcza cierpiących i umierających. Punktem kulminacyjnym lektury było świadectwo ojca Symplicjusza, który sam był w beznadziejnej sytuacji, bo miał nowotwór mózgu, i jak się później okazało, był operowany w 120. rocznicę śmierci Gemmy Galgani. Czytając dalej świadectwo ojca, jak spotkał na sali operacyjnej bardzo ładną pielęgniarkę z ciemnymi włosami upiętymi do tyłu, która była bez maseczki i która się do niego uśmiechała, przeczuwałem, że ojciec Sobczyk chce powiedzieć, że odkrył w Niej samą Gemmę, co później to potwierdził, mówiąc o odkryciu nieznanej fotografii Świętej, która była podobna do tej pielęgniarki. To oszołomienie trwało dalej, kiedy czytałem osobiste wyznanie ojca, że w tamtych chwilach przeżywał czyściec, bo w czasie trzech dni po bardzo długiej operacji przeżywał ogromne cierpienia wewnętrzne, połączone z atakami szatańskimi. Czwartego dnia cierpienia ucichły, a ojciec Symplicjusz odczuł, że został uzdrowiony ze wszystkich zranień duchowych, o których uwolnienie modlił się 40 lat. Mój Boże! – pomyślałem – przecież to przydarzyło się również i mnie po ciężkiej operacji przeszczepu wątroby (dziś, tj. 19 kwietnia mija 5 tygodni). Ja również miałem takie trzy dni niewytłumaczalnego cierpienia duchowego, jakbym znalazł się na dnie piekła. Cierpiałem niewymowne katusze niecielesne i wiem, że stąpałem jakby na cienkiej linie, i wiem, że musiał za tym stać szatan, który chciał, abym zwątpił. Ale ja, dzięki łasce Bożej trwałem, wypowiadając tylko bez przerwy „Jezu, ufam Tobie”, „Jezu, ufam Tobie”… I mnie Pan Bóg wyprowadził z tej otchłani po trzech dniach. I czułem tak ogromną wdzięczność i zaufanie Panu Bogu, że mnie ocalił, że żyję, bo lekarze mówili i wcześniej, i później o ogromnym ryzyku mojej operacji. Ale nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, tak jakbym wyszedł suchą stopą z tej opresji.
Ojciec Symplicjusz mówił dalej w artykule z „GN”, że te szczególne łaski, których doświadczył, zawdzięcza św. Gemmie, która wstawiła się za nim. Zaraz przyszła mi refleksja, komu ja mógłbym zawdzięczać swoje ocalenie. No bo to, że Najwyższemu Stwórcy, to rzecz oczywista, to On dał mi nowe życie (bo jak inaczej można mówić o transplantacji tak ważnego narządu, jakim jest wątroba). Że wielu moim bliskim i znajomym, którzy modlili się – to na pewno. Przed operacją miałem dużo czasu, aby „zabezpieczyć się” i poprosić mojego Anioła Stróża i moich ulubionych świętych o wstawiennictwo, kiedy przyjdzie ten moment. Wówczas odkryłem też Świętych Kosmę i Damiana, którzy są patronami osób po przeszczepach, i im codziennie powierzałem siebie. Oni też na pewno mnie wspierali. Oczyma wyobraźni, ale też takiej jakiejś wewnętrznej pewności widzę mojego Anioła Stróża, jak podtrzymuje mnie na łóżku operacyjnym, tak jak podtrzymuje Pana Jezusa w Ogrójcu na obrazie Carla Blocha „Chrystus w Getsemani”. Ale nagle przyszła mi do głowy taka myśl, że skoro operacja ojca Symplicjusza Sobczyka odbyła się dokładne w dzień śmierci św. Gemmy Galgani, to co się wiąże z datą mojej operacji, czyli datą 12 marca? Wiedziałem już pamiętnej nocy, jak zadzwonił do mnie telefon z kliniki w Warszawie, że operację będę miał (jeśli będę miał, bo to jeszcze nie było pewne) 12 marca, we wspomnienie św. Grzegorza Wielkiego, papieża, a jednocześnie patrona mojego brata i paru kolegów. I tak sobie pomyślałem, chyba już po operacji, że teraz na zawsze dzień imienin brata będzie połączony z datą moich powtórnych narodzin. Ale teraz przeszła mi przez głowę myśl, że ja się do niego nigdy nie modliłem i znam go tylko z tego, że był wielkim papieżem. I nagle wróciłem do tekstu artykułu, gdzie zaczynał się krótki rys biograficzny św. Gemmy. Przeczytałem pierwsze zdanie: „Urodziła się 12 marca 1878 r.” (czyli 146 lat temu – to już późniejsza refleksja) i … zamarłem. Pomyślałem od razu: to po to czytałem ten artykuł, właśnie teraz, aby skojarzyć ten fakt z datą mojej transplantacji. Po tym oszołomieniu przyszło oczywiście pytanie, czy to może być zbieg okoliczności. Ale przecież ja od dawna jestem w szkole Jezusa – tak mi się przynajmniej wydaje – i umiem czytać znaki, a to odczułem od razu jako znak.
Zadałem sobie pytanie, czy ja miałem jakąś styczność z tą „dziewczyną”, jak mówi do niej poufale ojciec Symplicjusz Sobczyk. Zaraz wyświetliła mi się cała, uboga może, przygoda ze św. Gemmą. Słyszałem o niej na pewno już od szkoły średniej, że była mistyczką i nosiła na swoim ciele stygmaty męki Pańskiej, ale nic poza tym. Zawsze interesowałem się życiem wielu świętych i ich podziwiałem, więc kiedy w 2017 r. zobaczyłem książkę Bernarda Gallizii o życiu św. Gemmy Galgani, od razu ją kupiłem. Przeczytałem jednak tylko kilka początkowych rozdziałów i później inne lektury odwróciły moją uwagę. Ale przyszło takie nieoczekiwane spotkanie ze św. Gemmą w grudniu 2023 r., a więc w okresie, kiedy czekałem na przeszczep. Było to podczas mszy św. niedzielnej, w parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Starachowicach, gdzie wybraliśmy się z żoną. Po wejściu do świątyni od razu rzucił mi się w oczy duży baner z fotografią pięknej czarnowłosej dziewczyny o bardzo jasnym, przenikliwym spojrzeniu. To była św. Gemma. Przez całą mszę na nią spoglądałem, było też kazanie zaproszonego rekolekcjonisty z zakonu Pasjonistów (jak się potem okazało, niedziela była ostatnim dniem rekolekcji), i wiem, że modliłem się tam do niej, chociaż nie pamiętam, czy też w swojej intencji. Pamiętam tylko, że byłem zafascynowany jej świętością. I po uświadomieniu sobie tego spotkania upewniłem się w przekonaniu, że ten odkryty przeze mnie znak jej obecności przy mnie 12 marca 2024 roku, w dzień jej ziemskich narodzin i poniekąd moich powtórnych narodzin, jest jak najbardziej cudowny, bo - czuję to – Ona wtedy podczas tamtej pamiętnej mszy mnie poznała i o mnie wiedziała. Wierzę także, iż tak jak ludzie na ziemi przekazują sobie różne wiadomości o nas, np. o naszych chorobach - o czym się dowiaduję teraz od wciąż nowych osób, które słyszały o mnie i się modliły, chociaż ja ich osobiście o to nie prosiłem – tak i święci w niebie mają kontakt ze sobą i czynią to samo. Myślę i wierzę w to, że w dniu swoich ziemskich narodzin i Gemma, współczująca i miłosierna, wspaniała „Dziewczyna” pomogła i mnie.
I na koniec mojego świadectwa jeszcze parę refleksji. Święta Gemma Galgani powiedziała kiedyś takie cenne słowa, co przypomniał Franciszek Kucharczak, autor tego artykułu: „Kiedy jesteśmy ściśle związani z Jezusem, nie ma ani krzyża, ani smutku”. Jakże te słowa korespondują z tym, co odkryłem wcześniej i pragnę tym żyć, i o tym świadczyć, że przeżyłem to osobiście, i chcę głosić, że zawsze w centrum powinien być pokój płynący od Boga i dobro, a nie zło i użalanie się nad sobą, bo w Jezusie Chrystusie rzeczywistość jest już zbawiona. Święta Gemmo Galgani, bądź nadal obecna w moim życiu i wspieraj mnie na drogach wiary! Amen.
21 kwietnia 2024 r.
Andrzej ze Starachowic"
Trzydzieste świadectwo (31 października 2023 r.):
,,Moja historia ze Świętą Gemmą
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Nazywam się ojciec Symplicjusz Ireneusz Sobczyk. Jestem franciszkaninem z Prowincji Wniebowzięcia NMP w Polsce z siedzibą w Katowicach – Panewnikach. Przez 8 lat pracowałem w Republice Czeskiej w parafii Jabłonków na Zaolziu i tam zapoznałem i zżyłem się bardzo mocno ze Świętą Gemmą Galgani.
Historia jest taka: nasz zakon, konkretnie nasza prowincja ma klasztor w Italii w Viareggio. Często tam bywam. Miasto to znajduje się na wybrzeżu niedaleko Lukki. Na pierwszym piętrze naszego klasztoru wisi potężny obraz świętej, o której nie miałem pojęcia. Dopiero jedna z naszych parafianek z Jabłonkowa, pani Maria Sikorova, osoba bardzo chora, pokazała mi obrazek Świętej Gemmy i opowiedziała mi o niej. Przypomniałem sobie wówczas obraz, który wisi w Viareggio. Następnie pani Maria sprowadziła do naszej parafii bardzo dużą ilość materiałów dotyczących Świętej Gemmy. Były tam książeczki i broszury, obrazki w języku polskim i słowackim. Nasi wierni zaczęli modlić się przez wstawiennictwo świętej, o której wcześniej nie słyszeli. W międzyczasie wędrując po Lukce, odkryłem dom, w którym Gemma zmarła. Wtedy zainteresowałem się jeszcze bardziej, kim jest ta święta. W roku 2020 w przerwach między lockdownem wybierałem się do Italii do Viareggio i moi parafianie poprosili o modlitwę do Świętej Gemmy. Wyjechałem 6 września, kilka dni przed wyjazdem rozpocząłem nowennę i chciałem ją zakończyć w sanktuarium w Lukce. Dziewiątego dnia nowenny wybierałem się do Lukki i spontanicznie rozmawiałem o tym z przełożonym w Viareggio - gwardianem ojcem Elzearem Nowakiem. On mnie zapytał - a ty masz jakieś nabożeństwo do Świętej Gemmy? - Mówię – tak, a chcesz relikwie? Mówię – oczywiście, ale przecież trudno jest je zdobyć. On na to - my tu mamy w parafii pozyskane jeszcze przed wojną i mogę ci je dać dla twojej parafii. I tak 9 dnia nowenny 11 września 2020 roku otrzymałem relikwie i z tymi relikwiami pojechałem do Lukki, do sanktuarium św. Gemmy. Po kilku dniach wróciłem do Polski, w Częstochowie kupiłem odpowiedni relikwiarz, przywiozłem do Jabłonkowa i rozpoczęły się dziać niezwykłe rzeczy. Byłem świadkiem wydarzeń, gdy ludzie, którzy konali byli bardzo niespokojni, trwający w konwulsjach, nie mogli umrzeć, a po otrzymaniu relikwiarza do ręki uspokajali się i odchodzili pełni pokoju. Relikwie Świętej Gemmy często przebywały w szpitalach wśród ludzi chorych na COVID i wszyscy, którzy je mieli odzyskiwali zdrowie. Relikwie zaczęły pielgrzymować po domach naszej parafii, gdzie odprawiano nowenny, modlono się, aż wreszcie 29 marca 2022 r. uroczyście wprowadziliśmy je do kościoła klasztornego sióstr elżbietanek w Jabłonkowie. Święta Gemma stała się opiekunką prowadzonego przez siostry Domu Spokojnej Starości. Kiedy ktoś jest chory czy umierający zawsze towarzyszą mu relikwie umiłowanej przez nas Gemmy. Poniżej jeszcze zamieszczę dwa świadectwa mocno związane ze św. Gemmą i jej kultem w Jabłonkowie. Z pierwszym świadectwem związane jest wewnętrzne przynaglenie, aby w Jabłonkowie był oficjalny kult św. Gemmy Galgani. Rozmawiałem z siostrami, aby taki dzień został wyznaczony, a Jabłonków został wpisany do miejsc kultu św. Gemmy. W Jabłonkowie w domu spokojnej starości znajduje się kaplica Bożego Miłosierdzia i w tej kaplicy umieszczone zostały relikwie przy portrecie Świętej Gemmy. Tak więc każdy, kto przychodzi tam się modlić, może prosić ją o wstawiennictwo. Również podopieczni domu mogą w każdej chwili przychodzić i prosić św. Gemmę o wstawiennictwo. Poza tym, nadal praktykowane jest pielgrzymowanie relikwii po domach parafian, którzy sobie tego życzą, którzy mają jakąś naglącą potrzebę, również bardzo popularna jest peregrynacja w pokojach naszych podopiecznych. Najnowszym dowodem kultu Świętej jest przyjęcie do klasztoru siostry Faustyny z Cieszyna, która przeszła ze Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek cieszyńskich do Konwentu Sióstr Elżbietanek w Jabłonkowie 11 kwietnia 2023 r., dokładnie w 120. rocznicę śmierci Dziewicy z Lukki. 24 sierpnia 2023 r. podczas odnowienia ślubów i oficjalnego przyjęcia do wspólnoty otrzymała imię Gemma. Matka przełożona ślubowała Świętej Gemmie, że pierwsza siostra, która zgłosi się do wspólnoty otrzyma jej imię.
Świadectwo
Moje świadectwo dotyczy choroby i uzdrowienia.
Swoją posługę w Jabłonkowie zakończyłem w sierpniu 2022 roku i zostałem przeniesiony do klasztoru w Zabrzu. Powodem zmiany było między innymi ogromne zmęczenie, z którym się borykałem, niestety po zamieszkaniu w nowym klasztorze i podjęciu nowych obowiązków zmęczenie nie ustępowało i stawało się coraz mocniejsze. Zaczynała się u mnie demencja, brak orientacji w terenie, którą od dziecka miałem idealną. Przełożeni stwierdzili u mnie chorobę psychiczną, a ponieważ przełożonym trzeba zaufać, to się nie sprzeciwiałem, poszedłem do psychiatry, psychiatra stwierdził u mnie depresję i zaaplikował odpowiednie leki. Czułem się coraz gorzej, nie umiałem jeździć samochodem, kilka razy stało się, że zabłądziłem, miałem np. przejechać z Zabrza do Chorzowa, co wynosi 15 minut a w rezultacie 7 godzin w nocy błąkałem się po Śląsku i Zagłębiu w różnych miejscach, nie widziałem gdzie jestem, a czego dowodem jest mapa w internecie w Googlach. W końcu coraz częściej zacząłem mieć problemy fizjologiczne, nie umiałem wstać, powłóczyłem nogą. W Niedzielę Palmową bieżącego roku nie potrafiłem wstać z łóżka przez 6 godzin, nie miałem żadnego poczucia czasu, a wieczorem w czasie modlitwy ze św. Janem Pawłem II przy krzyżu papieskim w Zabrzu ni stąd ni zowąd zacząłem chodzić do tyłu. Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Wreszcie 5 kwietnia br. w Wielką Środę trafiłem do pani doktor neurolog, która ma prywatny gabinet przy naszej parafii w Zabrzu i zostałem natychmiast skierowany z zagrożeniem życia na oddział neurologiczny. Okazało się, że mam ogromnego guza w głowie – oponiaka, który musi być jak najprędzej operowany. Pani doktor Teresa Porwisz – Jagoda załatwiła operację na wtorek wielkanocny. Miałem jakieś takie wewnętrzne przeczucie i ogromny strach, że chyba moja ostatnia godzina nadeszła. Chciałem się do niej przygotować jak najlepiej. Kiedy leżałem w szpitalu bardzo pragnąłem, aby była ze mną Święta Gemma. W torbie znalazłem jej obrazek – fotografię zrobioną podczas ekstazy i marzyłem skrycie o tym, aby były ze mną jej relikwie. Tak sobie pomyślałem: tyle razy przynosiłem te relikwie innym potrzebującym, jak bardzo bym pragnął, żeby one były ze mną. W Niedzielę Wielkanocną (ja osobiście nadal przeżywałem Wielki Czwartek) zadzwonił do mnie mój młodszy współbrat o. Cyriak, z którym byliśmy razem w Jabłonkowie i powiedział, że musi do mnie przyjechać. Nie za bardzo chciałem, nie byłem dyspozycyjny do przyjmowania gości. On jednak przybył i przywiózł mi relikwie mojej umiłowanej Gemmy. Powiedział, że siostry znalazły, iż we wtorek w dniu, w którym będę miał operację, przypada dokładnie sto dwudziesta rocznica śmierci Świętej Gemmy. Bardzo mnie to wzruszyło. Wiedziałem, że w wielu miejscach modli się za mnie setki ludzi, a w Jabłonkowie w szczególny sposób rozpoczęła się modlitwa przez wstawiennictwo Świętej Gemmy. Prosiłem, aby także i w innych miejscach modlili się za mnie właśnie przez wstawiennictwo Gemmy oraz porozsyłałem, a także inni rozsyłali, modlitwę z obrazka Świętej Gemmy. W poniedziałek wielkanocny zostałem przewieziony do szpitala w Bytomiu, gdzie miała być przeprowadzona operacja. Na drugi dzień, wcześnie rano, przyjąłem sakramenty i zostałem przewieziony na salę operacyjną. Relikwie zostały w moim stoliku. A w tym czasie były odprawiane Msze Święte, w tym jedna u pasjonistów w Rawie Mazowieckiej zamówiona przez panią Marię Sikorową z Jabłonkowa. Kiedy przyjechałem na salę operacyjną i przeniosłem się na stół operacyjny, naprzeciw stołu widziałem bardzo ładną pielęgniarkę, która uśmiechała się do mnie. Pamiętam dokładnie jej rysy, jej uśmiech, fryzurę – ciemne włosy zaczesane do tyłu i upięte. Było na sali wiele osób, ale tylko tę jedną zapamiętałem. Zaraz zasnąłem. Gdy się obudziłem, nigdy więcej w szpitalu jej nie spotkałem. Operacja trwała 11 godzin, był to dalszy ciąg mojej drogi krzyżowej. Po operacji przeszedłem bardzo mocne oczyszczenie duchowe, odczuwałem ogromne ataki szatana, szczególnie trzeciego dnia. Szczegóły zostawiam dla ojca duchownego, nie chcę ich tu opisywać. I właśnie trzeciego dnia po operacji mogłem wstać razem z balkonikiem, ale już po 2 dniach chodziłem sam bez żadnej pomocy. Ze szpitala zostałem wypisany szóstego dnia po operacji dzień po Święcie Miłosierdzia. Zacząłem bardzo szybko wracać do formy, przeżywałem ogromny pokój wewnętrzny. Gdy miałem już siły zacząłem robić porządki, których nie mogłem zrobić wcześniej i między innymi znalazłem zdjęcie Świętej Gemmy, o którym nie pamiętałem, że je mam. Przywiozłem je z Lukki w październiku 2022 roku. Jest to zdjęcie, na którym w oryginale jest obok Gemmy mała Giannini. Ku ogromnemu zdumieniu rozpoznałem na tym zdjęciu dziewczynę z sali operacyjnej. Bałem się o tym komukolwiek mówić, powiedziałem jednak o tym prowincjałowi. On mówi: spisz to, co widziałeś, co przeżyłeś. Pewnych rzeczy nie chcę opisywać tutaj; to bardzo głębokie moje przeżycia. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że dzięki Gemmie zostałem uzdrowiony fizycznie i duchowo. Potem zostałem poddany wielkiej próbie. Po dwóch miesiącach od operacji okazało się, że mam raka złośliwego, nie zostałem o tym poinformowany przez szpital i z miesięcznym opóźnieniem miałem zgłosić się na onkologię w Gliwicach. Wołałem: Gemmo, co jest?! Po 2 dniach od tego werdyktu 9 czerwca na onkologii dowiedziałem się, że nie miałem guza złośliwego, ale jest potrzebne leczenie. Byłem trzymany przez służbę zdrowia w napięciu i niepewności do początku sierpnia! Wtedy okazało się, że jestem zdrowy i czekają mnie jeszcze badania kontrolne w przyszłym roku. Lekarze, z którymi rozmawiałem, nie potrafili pojąć jak tak szybko mogłem dojść do sił. Obecnie przeżywam czas szabatowy w Italii. Czuję się wyśmienicie. U Świętej Gemmy jestem przynajmniej raz na tydzień. Zaraz po powrocie do domu ze szpitala doświadczyłem bardzo silnego głosu wewnętrznego, który mówił mi i nalegał, że w Jabłonkowie ma powstać miejsce kultu Świętej Gemmy. Na początku myślałem, że chodzi o sanktuarium, ale potem nastąpiło takie doprecyzowanie - proś o miejsce kultu Świętej Gemmy. Przekazałem to natychmiast siostrom z Jabłonkowa i to wewnętrzne napięcie ustąpiło. Chcemy, aby to miejsce kultu zostało zaznaczone na mapie tych miejsc, gdzie święta Dziewica z Lukki jest szczególnie czczona. Obiecałem też Świętej Gemmie, że dzięki uzdrowieniu i jej wstawiennictwu będę ją wspominał w czasie każdej Mszy przy wymienianiu imion świętych, a teraz w czasie pobytu w sanktuarium w Lukce, otrzymałem natchnienie, aby przygotować rekolekcje o świętej Gemmie, ogłosić się z tymi rekolekcjami i jeździć tam, gdzie będę zaproszony. Podczas ostatniej wizyty w sanktuarium św. Gemmy zostało mi dane światło jak mają przebiegać te rekolekcje. Trudno mi powiedzieć, że to co się wydarzyło z moim zdrowiem to jest cud. Nie mnie to przesądzać, ale wiem, jestem o tym wewnętrznie głęboko przekonany, że wszystko, co się dokonało a przede wszystkim moje uzdrowienie wewnętrzne, dokonało się dzięki wstawiennictwu mojej Przyjaciółki i Siostry z Lukki. O swojej historii opowiedziałem w Lukce u sióstr Świętej Gemmy na ulicy seminaryjnej w domu Gianninich oraz w sanktuarium w muzeum, gdzie poproszono mnie, abym do Ojca napisał i dał świadectwo.
II świadectwo
Dnia 14 lipca 2023 roku mój współbrat ojciec Cyriak, który wcześniej przywiózł mi relikwie do szpitala w Zabrzu, miał w Jabłonkowie bardzo poważny wypadek na rowerze - zderzył się z samochodem. Doznał bardzo poważnych urazów i właściwie uchodziło z niego życie, stan jego był krytyczny, więc został zabrany helikopterem do szpitala w Ostrawie. Złamana noga, złamana miednica, połamana czaszka, szczęka, zęby, krwiak w mózgu i liczne drobne rany od szkła samochodowego i pewnie kamieni. Ponieważ nie miał przy sobie żadnych dokumentów, w szpitalu nie wiedzieli, kim on jest. Dzięki Bożej opatrzności został rozpoznany na zdjęciu przez naszego ministranta, syna policjanta. Rodzina oraz nasz zakon dowiedzieliśmy się o wypadku dopiero następnego dnia w sobotę. W szpitalu trwała walka o życie Cyriaka, a w naszej jabłonkowskiej parafii trwała walka z udziałem Świętej Gemmy. Zaraz tego samego dnia wieczorem została spontanicznie zorganizowana Msza Święta przez wstawiennictwo Świętej Gemmy, którą odprawiał wikary parafialny ksiądz Wojciech. Na tę Mszę Świętą, nieogłaszaną wcześniej, przyszło kilkaset osób i wszyscy wiedząc, jak bardzo Święta Gemma mi pomogła, pełni wiary w moc Świętej Gemmy modlili się i czcili jej relikwie, modlitwa w jego intencji trwała i trwa bezustannie. Rozesłaliśmy znajomym i na media społecznościowe mnóstwo modlitw do św. Gemmy, kilka razy Jej relikwie były w szpitalu przy Cyriaku. Z pomocą Bożą i lekarzy ojciec Cyriak po 2 miesiącach od tego strasznego wypadku jest w bardzo dobrym stanie, już może posługiwać jako kapłan. Teraz trwa walka o uzdrowienie trzeciego współbrata z Jabłonkowa o. Henryka i ks. Wojciecha. Obaj kapłani zmagają się z chorobą nowotworową.
Bardzo mocno wierzymy, że jeśli Pan Bóg chce mieć miejsce kultu Świętej Gemmy na Zaolziu w Jabłonkowie, to chce dać znaki ludowi Bożemu, aby właśnie przez tę świętą wypraszać łaski i wspomagać swoje dzieci. Oficjalnym dniem modlitwy przez wstawiennictwo św. Gemmy został ustanowiony drugi wtorek miesiąca. Msze święte i modlitwy są w Kaplicy Miłosierdzia Bożego w Domu św. Elżbiety o godz. 6.00 rano i w kościele klasztornym o godz. 18.00.
o. Symplicjusz ofm Viareggio, październik 2023"
Dwudzieste dziewiąte świadectwo (21 lipca 2023 r.):
„26 kwietnia 2023 r., w środę, mój mąż trafił do szpitala z podejrzeniem udaru, z objawami splątania, zaburzeń kontaktu, zaburzeń orientacji, zawrotami głowy i gorączką z dreszczami. Na SOR-ze zrobiono mu wszystkie badania neurologiczne łącznie z pobraniem płynu mózgowo-rdzeniowego i nie wykryto żadnych chorób ani uszkodzeń neurologicznych.
W środę wieczorem u Ojców Pasjonistów w Warszawie została odprawiona Msza Święta za wstawiennictwem św. Gemmy Galgani o uzdrowienie męża, a druga Msza Święta u nas w parafii.
W czwartek stan męża pogorszył się, w nocy dostał ponad 40 stopni gorączki, był obkładany lodem, a gorączka nie spadała.
Tym razem podejrzewano zapalenie opon mózgowych, ponieważ miał sztywny kark i obustronne objawy Babińskiego.
Wieczorem został przeniesiony na odział udarowy. Był nieprzytomny, nie reagował, nie było z nim kontaktu słownego.
Lekarze stwierdzili porażenie połowiczne prawostronne. W drugiej dobie hospitalizacji rozwinęło się obustronne zapalenie płuc.
U męża stwierdzono niewydolność oddechową i został podłączony do respiratora. Zapadł w śpiączkę.
W czwartek wieczorem kapłan udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych.
W piątek stan męża gwałtownie się pogorszył. Lekarz neurolog powiedziała, że stan pacjenta jest bardzo ciężki, krytyczny.
Córka usłyszała, że nie wiadomo, czy dożyje swoich urodzin (3 maja).
Wieczorem z całą rodziną rozpoczęliśmy nowennę za wstawiennictwem św. Gemmy Galgani o uratowanie męża.
Modliliśmy się też modlitwą uniżenia, leżąc krzyżem w domu błagając o cud.
Mówiłam Jezusowi przez łzy: ,,Ufam Tobie, wbrew nadziei ludzkiej, Ty wszystko możesz”. Błagałam Matkę Bożą o uzdrowienie męża.
Modlili się z nami Ojcowie Pasjoniści, siostry z Rybna, siostry Bernardynki z Łowicza, księża i siostry z Łodzi z parafii cioci Marka, księża z naszej parafii i wiele osób. W Niepokalanowie rozpoczęła się koronka do miłosierdzia Bożego o uzdrowienie, a później różaniec w jego intencji. Rozpoczął się szturm do nieba.
W sobotę rano otworzyłam Pismo Święte na fragmencie ,,Proście, a otrzymacie...” o natrętnym przyjacielu.
Zaczęłam też nowenny do św. Ojca Pio, o. Dolindo, św. Jana Pawła II, św. siostry Faustyny.
Po południu jedziemy do szpitala. Mąż nadal leży pod respiratorem, ale zaczyna otwierać oczy. Stymulujemy jego funkcje życiowe, kłując go w bezwładne ręce i nogi. Czytamy mu i modlimy się przy nim koronką do miłosierdzia Bożego.
Dokonuje się pierwszy cud. Mąż pod wpływem kłucia zgina obydwie nogi. Pielęgniarz przyznaje, że lekarze byli w szoku, widząc, że sparaliżowany poruszył nogami. Przed wyjazdem namaszczam jego głowę, ręce i nogi olejem egzorcyzmowanym. Na czole ma płócienko z Gietrzwałdu, a na sobie obrazki Jezusa, Maryi, św. Gemmy Galgani.
W niedzielę rano rozpoczynamy nowennę do św. Maksymiliana i o. Wenantego Katarzyńca. Święty Maksymilian modlił się do św. Gemmy, a Wenanty był jego przyjacielem. Do modlitwy za męża dołączają Ojcowie Franciszkanie z Kalwarii Pacławskiej.
Po południu jedziemy do szpitala. Stał się ogromny cud. Mąż wybudził się ze śpiączki, wodzi oczami, poznaje nas, uśmiecha się, rusza rękami i nogami wcześniej bezwładnymi. Lekarze nie dowierzają swoim oczom. Nazajutrz planują odłączyć go od respiratora.
Cofa się też zapalenie płuc, o co modliłam się do Edmunda Wojtyły, lekarza, brata Jana Pawła II.
Święta Gemma prowadzi nas do świętych, którzy się modlili za jej wstawiennictwem. O. Pio, o. Dolindo, św. Maksymilian, św. Jan Paweł II i inni święci wstawiają się za mężem właśnie do niej. A Gemma do Serca Jezusowego i Matki Bożej. W niedzielę rozpoczynam nowennę pompejańską.
W poniedziałek zostają odprawione dwie Msze Święte za męża.
W poniedziałek w święto św. Józefa mąż zostaje odłączony od respiratora. Siedzi prawie na łóżku, porusza mocno rękami i nogami. Próbuje mówić, ale końcówkę rury ma jeszcze w ustach. Jest radosny, uśmiecha się na nasz widok.
Wieczorem zaczynam 30-dniową nowennę do św. Józefa.
We wtorek następuje regres umysłowy. Mąż ma urojenia i omamy. Ma koszmary senne. Nie ma już rury w ustach. Ma podłączoną sondę żywieniową do nosa. Jest bardzo pobudzony i niespokojny. Podejrzewamy, że są to skutki uboczne lekarstw neurologicznych, a lekarze podejrzewają schizofrenię.
W środę w święto Matki Bożej mąż jest spokojniejszy, ale nadal ma urojenia i omamy. Modląc się w szpitalnej kaplicy słyszę w myślach: ,,Ufaj córko, będzie zdrowy”. Pod figurą Matki Bożej leży jego zdjęcie. Oddaję go Matce Bożej całkowicie. Modlę się też do św. Jana Pawła II i św. abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, którego relikwie są w kaplicy. Nacieram też od wtorku głowę męża ziemią z grobu Rozalii Celakówny. Wieczorem zostaje u nas w parafii odprawiona Msza Święta o uzdrowienie i wyjście z ciężkiej choroby Marka.
W czwartek rano dzwonię do Ojców Pasjonistów, prosząc o relikwie św. Gemmy. Okazuje się, że relikwie są w Rawie Mazowieckiej. Dzwonię do o. Rafała Pujszy. Po chwili o. Rafał oddzwania. Okazuje się, że jest we Włoszech u o. Pio. Proszę o. Rafała, żeby pomodlił się o pełne uzdrowienie umysłu i ciała dla męża. Staje się kolejny cud. Mąż po tej modlitwie zaczął zachowywać się jak zdrowa osoba, mijają omamy i urojenia. Psychiatra, która wieczorem badała męża, wykluczyła schizofrenię i inne choroby psychiczne.
Od tej pory mąż coraz szybciej wraca do zdrowia.
W sobotę zostaje odprawiona za niego Msza Święta. W sobotę mąż całkowicie świadomie zakłada swój cudowny medalik i szkaplerz karmelitański.
W sobotę też kończymy pierwszą nowennę do św. Gemmy Galgani.
W niedzielę mąż jest w najlepszym stanie na OIOM-ie wśród pacjentów. Po południu świadomie przyjmuje Komunię Świętą.
W niedzielę rozpoczynamy drugą nowennę do św. Gemmy Galgani.
W poniedziałek w święto Matki Bożej Pompejańskiej mąż zostaje przeniesiony z OIOM-u na salę chorych. Pani neurolog jest zdziwiona tak szybkim powrotem do zdrowia. Mówi, że można to nazwać cudem.
Dziś kończę 7. dzień nowenny pompejańskiej i nowennę do św. Maksymiliana i o. Wenantego.
We wtorek, środę, czwartek, piątek dalsza poprawa zdrowia. Mąż, choć bardzo osłabiony, zaczyna chodzić bez pomocy zdziwionych rehabilitantów. Wcześniej prosiłam o to sł. B. Różę Niewęgłowską.
W sobotę 13 maja w święto Matki Bożej Fatimskiej zostaje odprawiona Msza Święta w Kalwarii Pacławskiej. Mąż czuje się bardzo dobrze, odłączają mu kroplówki i zdejmują cewnik. Mąż z córką robią sobie spacer wokół szpitala.
W niedzielę idę z mężem do kaplicy szpitalnej, żeby podziękować za uratowanie życia i zdrowia Panu Jezusowi i Matce Bożej.
W poniedziałek kończymy drugą nowennę do św. Gemmy. Mąż się dowiaduje, że jutro wyjdzie ze szpitala.
16 maja w święto Świętej Gemmy Galgani mąż całkowicie zdrowy wychodzi ze szpitala i wraca do domu.
1 czerwca zostaje odprawiona Msza Święta dziękczynna za wstawiennictwem św. Gemmy za uratowanie życia i zdrowia Marka, mojego męża”.
Anna z Sochaczewa
Elżbieta
Adam z Mierzyna
Kochana Święta Gemmo Galgani, pracowałam wśród chorych, co sprawiało mi ogromną radość każdego dnia. Po jakimś czasie niestety musiałam odejść z pracy, gdyż nie było środków pieniężnych, aby dalej mnie zatrudniać. Było mi ciężko, przykro, zaczęłam prosić o pomoc Świętą Gemmę Galgani, aby coś z tym zrobiła. Miałam tylko małą modlitwę do tej świętej i znalazłam w gazecie litanię do Świętej Gemmy. Modliłam się własnymi słowami, także tymi modlitwami, jakie znalazłam w gazecie CUDA I ŁASKI BOŻE (luty 2017 - dod. red.). Po jakimś czasie wróciłam do tej pracy, okazało się, że jestem potrzebna. Zobaczymy, co będzie dalej, ale wiem, że Święta Gemma pomaga ludziom i tym razem pomogła i mnie. Dziękuję Ci z całego serca, Kochana Święta Gemmo, i proszę Cię, pomagaj mi zawsze i w tych intencjach, w jakich modlę się do Ciebie na co dzień i w tych intencjach, w jakich modlę się do Świętej Hiacynty i do naszej Matki Bożej różańcem do siedmiu boleści.
Jeśli to nie problem, proszę tę małą sumkę (10 zł - dod. red.) przeznaczyć na kwiat dla Świętej Gemmy.
Święta Gemma Galgani, módl się za nami!''
Rozmiłowana w Świętej Gemmie z Końskich
W siódmym dniu nowenny wnusia poczuła się lepiej i od tej pory zaczęła powracać do zdrowia.
Barbara z Warszawy
Dwudzieste trzecie świadectwo (16 stycznia 2019 roku):
,,Postać Świętej Gemmy znam od kilku lat i wielokrotnie prosiłam o różne łaski za jej wstawiennictwem. Chciałabym się jednak podzielić ostatnią łaską, którą otrzymałam za jej przyczyną. W środę, kiedy to opublikowano świadectwo pani Anny, obudziłam się przeziębiona, mimo, że kilka godzin wcześniej jeszcze byłam zdrowa. Za dwa dni miałam wykupiony lot samolotem a przeziębienie, szczególnie katar i zatkane uszy, bardzo taki lot utrudniają i często wiąże się to z wielkim bólem podczas lotu (jeśli ktoś przeżył taką sytuację, to wie o czym piszę). Przeczytawszy w środę ostatnie świadectwo, poczułam, że za przyczyną szczególnie Świętej Gemmy, odmawiając dwie modlitwy ze strony internetowej, będę prosiła o łaskę bezpiecznego lotu bez mocnego bólu uszu. Niestety z godziny na godzinę czułam się coraz bardziej chora, a choroba właśnie szczególnie dotknęła zatok i stąd efekt zatkanych uszu. Kilka godzin przed lotem czułam się kiepsko, ale mimo to wciąż modliłam się za przyczyną Świętej Gemmy o tę łaskę, chociaż wydawało mi się niezbyt możliwe, by znieść ten lot dobrze. Obiecałam Świętej Gemmie, że podzielę się tym świadectwem, tak więc chciałabym napisać, że moja modlitwa została wysłuchana i lot zniosłam dobrze, a niewielki ból uszu pojawił się tylko na krótko i był bardzo znośny. Dziękuję Ci, Święta Gemmo, że wstawiasz się za nami u Boga! Chwała Tobie Chryste!"
Julita z Warszawy
Dwudzieste drugie świadectwo (9 stycznia 2019 roku):
,,Obiecałam Świętej Gemmie Galgani, że jeśli wysłucha moich próśb, dam świadectwo otrzymanych łask, będę rozpowszechniać jej niezwykłą skuteczność i orędownictwo w niebie. Świętą Gemmę z Lukki poznałam kilka lat temu dzięki mojej cioci, od której otrzymałam jej obrazek. Pamiętam, że modliłam się wtedy do Świętej Gemmy kilka razy raczej bez większej wiary i ufności, że może mi pomóc, nie miałam wtedy internetu, więc nie byłam w stanie wyszukać więcej na informacji na jej temat i na kilka ładnych lat zupełnie o niej zapomniałam. Niedawno znowu natknęłam się na Świętą Gemmę, szukając zupełnie czegoś innego w internecie i tak trafiłam na stronę Centrum Promocji Duchowości Pasyjnej pw. Świętej Gemmy Galgani. Zapoznałam się wówczas z całym życiorysem Gemmy i bardzo uwierzyłam w to, że jest wielką świętą przed majestatem Bożym. Wydrukowałam wszystkie modlitwy do niej, obrazek w dużym formacie, nowennę, koronkę oraz litanię i zaczęłam je odmawiać. Na pierwszą łaskę nie czekałam zbyt długo, w zasadzie już po kilku dniach zostałam wysłuchana! Od sierpnia ubiegłego roku miałam poważne problemy z zębem, który leczono mi kilka razy. Ciężko to przechodziłam i wydałam sporo pieniędzy na prywatne leczenie. Bardzo cierpiałam z tego powodu, ostatni najgorszy etap leczenia wreszcie skończył się, a mimo to ząb dalej bolał ponad miesiąc. Nie miałam już pieniędzy, martwiłam się, co będzie dalej, ale właśnie wtedy znalazłam po raz drugi w swoim życiu Świętą Gemmę, a może to ona mnie znalazła, więc z ufnością zaczęłam modlić się wszystkimi modlitwami, łącznie z koronką i litanią. Po kilku dniach nowenny ząb przestał całkowicie boleć i nie był już wrażliwy na dotyk. Po zakończonej nowennie pobiegłam od razu do kościoła, odmówiłam różaniec dziękczynny i przyjęłam Komunię Świętą ku czci św. Gemmy. Pisząc dzisiaj to świadectwo czuję się całkowicie zdrowa już od kilku miesięcy! Po jakimś czasie pojawił się kolejny bardzo trudny problem. Mojemu chłopakowi groziła utrata pracy i był on z tego powodu na skraju załamania. Bez zastanowienia zaczęłam prosić o ratunek Świętą Gemmę. Skończyłam jedną nowennę i nic. Cisza, dalsze nerwowe oczekiwanie na podjęcie decyzji w tej sprawie samego burmistrza miasta! Chcę zaznaczyć, że nie mieliśmy w tej sprawie żadnych znajomości, wsparcia, pomocy, nawet od rodziny. Był z nami wtedy jedynie Bóg i Święta Gemma. Kiedy skończyłam jedną nowennę w tej intencji, usłyszałam w sercu głos: nie przerywaj, tylko odmawiaj dalej. Więc zaczęłam drugą nowennę, a kiedy nadal nie było odpowiedzi, trzecią i właśnie w trakcie tej trzeciej okazało się, że stanowisko pracy nie będzie zlikwidowane i mój chłopak nadal będzie pracował. Nie wiem, jak mam Ci dziękować. Kochana Święta Gemmo, chociaż tyle łez wylałam, tyle nocy nie przespałam, modląc się do Ciebie, to wiem, że wiele się od Ciebie nauczyłam w tym czasie oczekiwania na łaskę. Błagałam Boga w Twoim imieniu, poprzez Twoje stygmaty, krew z nich wylaną, cierpienia, których doznałaś, płakałam również z Tobą, lśniący kwiecie nieba, rozmyślając, jak bardzo cierpiałaś z tego powodu, że nie zostałaś zakonnicą, chociaż tego pragnęłaś, a jednak Bóg w swej odwiecznej mądrości zarządził inaczej. O Święta Gemmo, urzekasz mnie swoją prostotą, pokorą i uniżeniem wobec nieskończonego majestatu Bożego. Dziękuję Ci nie tylko za wysłuchane moje prośby, ale też i za to, że tak pięknie prowadzisz mnie ku Bogu, z dnia na dzień coraz bliżej jestem Jego Serca, a moja dusza jest czysta i nieustannie w łasce uświęcającej dzięki Tobie! Coraz częściej i ja wyrzekam się codziennych przyjemności, bo skoro Ty przez cały rok chodziłaś w jednym ubraniu, dlaczego i ja nie mogłam zrezygnować z rzeczy materialnych, ładnych strojów, które tylko oddalają nas od Boga. Już nigdy nie będę narzekać, że czegoś nie mam, co mają inni, bo teraz już wiem, że tylko ci, którzy uczestniczą w cierpieniach Chrystusa, mogą być włączeni do Jego chwały''.
Anna z Rzeszowa
Dwudzieste pierwsze świadectwo (2 września 2018 roku):
Dwudzieste świadectwo (21 maja 2018 roku):
Dziewiętnaste świadectwo (12 sierpnia 2017 roku):
,,W niedzielę 15 stycznia 2017 roku byłam na Mszy św. w Kościele Księży Pallotynów o godz. 20. Msza była w „mojej” intencji tzn. intencja dziękczynna za otrzymane łaski z prośbą o Boże prowadzenie i opiekę Matki Bożej i św. Dominika dla Hanny.
Jak wspomniałam powyżej tego dnia kazania głosił Ksiądz Pasjonista o św. Gemmie Galgani. Była wystawiona fotografia św. Gemmy. Ja już wcześniej poznałam św. Pawła od Krzyża, polecono mi Jego Dziennik Duchowy…
Tego dnia na Mszy św. – patrząc na św. Gemmę – pomyślałam, że moja Córka Agnieszka jest bardzo do Niej podobna. W szczególności, gdy Agnieszka ma spięte włosy… I wtedy patrząc na twarz św. Gemmy poprosiłam o opiekę nad Agnieszką…
Moja Córka studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Następnego dnia, tj. 16 stycznia 2017 roku miała zajęcia wychowania fizycznego. Zapisana była na wspinaczkę skałkową. Ja będąc w pracy (pracuję na uczelni), prowadząc zajęcia ze studentami, zobaczyłam, że dzwoni moja Córka. W ciągu dnia raczej Agnieszka nie dzwoni, tylko pisze smsy. Jak dzwoni, to zwykle jest to bardzo ważne. Doczekałam do przerwy i oddzwoniłam. Była w domu… ale okazało się, że odpadła od ściany podczas wspinaczki. Powiedziała mi, że nie może się ruszać, nie może wstać. Nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam, co to znaczy, myślałam o najgorszym… Odwołałam ostatnią grupę ćwiczeń i ruszyłam do domu. W międzyczasie zadzwoniłam do Luxmedu na linię, gdzie zgłasza się nagłe przypadki. W trybie pilnym ustaliłam wizytę u ortopedy… Ale jak przyjechałam do domu, Agnieszka nie mogła się ruszać. Leżała, nie mogła się podnieść. Ja nie mogłam jej podnieść. Z pomocą Mojej Mamy udało się nam ją podnieść. Nie rozumiałam tego wszystkiego, po wf. wróciła do domu o własnych siłach, a gdy się położyła, po krótkim śnie nie mogła się podnieść…
W ciągu 2-3 godzin byłyśmy u ortopedy, okazało się, że to tylko rwa kulszowa wywołana gwałtownym szarpnięciem podczas odpadnięcia ze skałki na skutek złej asekuracji.
Od razu przyszła myśl, że to opieka św. Gemmy… że nie stało się nic złego… tylko rwa kulszowa…
Pozdrawiam z Panem Bogiem
Hanna z Warszawy''
Osiemnaste świadectwo (16 maja 2017 roku):
"W kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy lubię często zaglądać do mojego tzw. „świętego kąta”. W nim znajduje się cudowny obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, figura św. Michała Archanioła z Gargano oraz obraz Świętej Gemmy Galgani. Centrum świątyni, poczesne miejsce, zajmuje ołtarz z tabernakulum ze źródłem miłości Najświętszego Serca Pana Jezusa i obraz, który przedstawia i pomaga mi zagłębić się w nieprzebrane zdroje miłosiernego Serca Jezusa Chrystusa.
Bo to „On”: przez Niego i w Nim wszystko otrzymuję w darze, każdy dzień, każdego człowieka, każde wydarzenie.
Bóg, który jest miłością, obdarzył mnie kochanymi rodzicami, a za ich przyczyną - licznym rodzeństwem, a z upływem lat - kochanymi bratankami, a wśród nich Bartkiem.
Bartek dorastał w miłości całej rodziny. Mój najstarszy brat Aleksander, a Bartka ojciec dokładał wszelkich starań w dobre jego wychowanie i dostatnie życie. Po ukończeniu gimnazjum Bartek zaczął uczęszczać do szkoły średniej i tam na początku pierwszej klasy zaczął się problem z nałogiem narkotyków.
Najpierw bardzo niewinnie; energetyzery, potem energetyzery popijane alkoholem, a następnie marihuana, skuny, spidy itp. Wciągnął się w dilerkę, a potem związał się z dziewczyną, z którą razem tonął.
W drugiej klasie, którą powtarzał, przerwał naukę, a raczej za wagary musiał ją opuścić. Nałóg narkotykowy wyniszczał go zdrowotnie i ekonomicznie, nie tylko jego, ale i całą rodzinę. W celu zdobycia środków na narkotyki wynosił z domu cenne przedmioty. Bartek nie przyjmował do wiadomości, nie przyznawał się do tego, że jest chory, a to był warunek podjęcia leczenia.
Pewnego dnia zajrzałem do kościoła Jezuitów, na modlitwę, a tam zaproszenie na konferencję, którą głosił ojciec Rafał Pujsza, pasjonista, o św. Gemmie Galgani. To był początek mojego rozmiłowania w św. Gemmie, tam po raz pierwszy Ją spotkałem, a właściwie to Ona spotkała mnie. Tam na modlitwie, przedstawiłem św. Gemmie problem narkotyków Bartka.
Po jakimś czasie dotarła do mnie radosna informacja, że relikwie św. Gemmy będą na stałe w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wziąłem udział w uroczystości przekazania relikwii w tymże kościele. Potem wstąpiłem do diakonii św. Gemmy i od tego momentu jeszcze bardziej gorliwie zacząłem prosić wstawiennictwa św. Gemmy Galganii, rozmiłowanej w Najświętszym Sercu Pana Jezusa, o łaskę wyjścia z nałogu narkotyków dla Bartka.
Modliłem się nieustannie, każdego dnia i szukałem Bartka. (Nadmienię tutaj, że Bartek wyprowadził się z domu i nikt nie wiedział, gdzie wówczas się znajdował). Często chodziłem na tamę, przy śluzach, tam spotykała się trudna młodzież, zagubiona, poraniona, szukająca prawdziwej miłości. Po pewnym czasie spotkałem Bartka, popłakał się, opowiedział mi o wszystkim, o trudnościach, problemach, bolączkach, zranieniach. Udało się, wrócił do domu.
Wszystko było na dobrej drodze, ale niestety, radość trwała zbyt krótko, szatan znowu machnął ogonem, Bartek ponownie wybył z domu i wrócił do nałogu ze zdwojoną siłą. Nie można było go zlokalizować, moi młodzi przyjaciele widywali go w różnych miejscach, był brudny, głodny, sypiał na klatkach schodowych.
Gorliwie modliłem się do Najświętszego Serca Pana Jezusa za wstawiennictwem św. Gemmy… i udało się, św. Gemma wstawiła się za Bartkiem u Jezusa, mojego Pana.
Pewnego dnia, był to pierwszy czwartek miesiąca, rano wstąpiłem do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, zajrzałem do mojego „świętego kącika”, do św. Gemmy.
Krótko po wyjściu z kościoła spotkałem Bartka, był w opłakanym stanie, pobity, znajdował się na krawędzi życia i śmierci, opowiedział, co się stało i gdzie przebywa. Natychmiast skontaktowałem się z Olkiem, moim bratem, ojcem Bartka. Teraz wypadki potoczyły się szybko. Bartek przyznał, że jest „chory” i zgodził się na leczenie.
Najpierw toksykologia, a potem monarowski ośrodek odwykowy koło Kołobrzegu, tam Bartek odnowił drogę do Boga, wrócił do żywych. Obecnie jest całkowitym abstynentem. Skończył szkołę średnią i pracuje jako przedstawiciel handlowy.
Jestem rozmiłowany w Najświętszym Sercu Pana Jezusa i w Świętej Gemmie, patrzę codziennie na obraz św. Gemmy z wizerunkiem Najświętszego Pana Jezusa z otwartym sercem, miłującym sercem. Święta Gemma uczy mnie pokory w cierpieniu, cierpliwości na modlitwie i w życiu.
Jej z serca każdego dnia dziękuję, a raczej Najświętszemu Sercu Pana Jezusa za jej wstawiennictwem za uwolnienie Bartka z narkotykowego nałogu".
Piotr z Bydgoszczy
Siedemnaste świadectwo (24 stycznia 2017 roku):