Jezu, chcę cierpieć, cierpieć dla Ciebie. Zawsze z modlitwą na ustach. Często upada, kto często podejmuje postanowienia. A co dzieje się z kimś, kto postanawia rzadko?
Nie robiłam często postanowień, ale i żadnego nigdy nie dotrzymałam, grzeszyłam na wszelkie sposoby, codziennie prosiłam Jezusa o cierpienie, o dużo cierpienia.
Od czasu, kiedy mama obudziła we mnie marzenia o Niebie, zawsze, nawet kiedy grzeszyłam, gorąco go pragnęłam i gdyby Jezus pozwolił mi wybierać, wolałabym uwolnić się od ciała i odlecieć do Nieba.
W tym samym roku pojawiło się we mnie inne pragnienie: czułam, jak rośnie we mnie pragnienie kochania Jezusa Ukrzyżowanego, a zarazem cierpienia i pomagania Jezusowi w Jego Męce.
Źle robi mi to, że jestem tak daleko od Najświętszego Sakramentu.
Chcę podążać za Tobą za cenę cierpienia i chcę tego gorąco; nie, Jezu, nie chcę więcej męczyć Cię swoim letnim postępowaniem, jak do tej pory; musiało to budzić w Tobie niesmak.
Nosiłam pierścionek; i ten zdjęłam i odtąd nic już nie miałam.
Zdaję się na Ciebie, mój Boże. Wszystkie moje dążenia, wszystkie uczucia będą dla Ciebie.
Czuję się słaba, Jezu, ale z Twoją pomocą, mam nadzieję, zdołam żyć inaczej, to znaczy bliżej Ciebie.
Nieraz zastanawiałyśmy się nad moimi grzechami i nad moją niewdzięcznością dla Jezusa i zaczynałyśmy obie płakać.
Każdego wieczoru, ledwie wyszłam ze szkoły, szłam do domu, zamykałam się w pokoju i klęcząc odmawiałam cały Różaniec, a w nocy nieraz wstawałam na jakiś kwadrans i polecałam Jezusowi moją biedną duszę.
Trzy, cztery razy w tygodniu przystępowałam do Komunii Świętej i Jezus przychodził, chociaż byłam taka niedobra, był ze mną, mówił mi tyle rzeczy.
Pamiętaj, że cenną biżuterią, która upiększa oblubienicę ukrzyżowanego Króla, mogą być tylko ciernie i krzyż.
Codziennie odwiedzać Pana Jezusa w Sakramencie i mówić do Niego bardziej sercem, niż językiem.
Ze wszystkich sił pracować nad tym, by nie prowadzić rozmów na tematy obojętne, a tylko o sprawach Nieba.
Nie pragnęłam niczego więcej: codziennie dostawałam dziesiątkę i codziennie słuchałam objaśnień kolejnego momentu Męki.
Gemmo, ileż dostałaś od Jezusa!
Pamiętajmy, że jesteśmy niczym, Bóg jest wszystkim, Bóg jest naszym Stwórcą, wszystko, co mamy, mamy od Boga.
Widziałam, jak bardzo jestem niewdzięczna wobec mego Boga i jak strasznymi grzechami cała jestem pokryta.
Wychowawczyni często mówiła na mnie „Pyszna".
Nieraz w ciągu dnia popadałam w pychę, zanim się spostrzegłam.
Gemmo, należysz do Jezusa; powinnaś być cała Jego. Bądź dobra: Jezus jest z ciebie zadowolony, ale bardzo potrzebujesz pomocy. Rozważanie Męki Pańskiej ma być dla ciebie czymś najdroższym.
Za każdym razem, kiedy bije zegar, trzy razy powtórzę: O mój Jezu, miłosierdzia.
Najgorsza ze wszystkich byłam zawsze ja, któż może wiedzieć, jaki rachunek muszę zdać Panu za zły przykład, jaki dawałam rodzeństwu i znajomym!
Często będę odwiedzać Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zwłaszcza wtedy, kiedy będę smutna.
Świadectwo
Aktualności
Cuda i łaski
Dowodem pomocy z nieba Świętej Gemmy są uzdrowienia (fizyczne i duchowe), będące efektem modlitw zanoszonych do Boga przez jej przyczynę.
Zachęcamy do nadsyłania świadectw o łaskach otrzymanych przez wstawiennictwo Świętej Gemmy Pasjoniści - Centrum Promocji Duchowości Pasyjnej pw. Świętej Gemmy Galgani
Elżbieta
Adam z Mierzyna
Kochana Święta Gemmo Galgani, pracowałam wśród chorych, co sprawiało mi ogromną radość każdego dnia. Po jakimś czasie niestety musiałam odejść z pracy, gdyż nie było środków pieniężnych, aby dalej mnie zatrudniać. Było mi ciężko, przykro, zaczęłam prosić o pomoc Świętą Gemmę Galgani, aby coś z tym zrobiła. Miałam tylko małą modlitwę do tej świętej i znalazłam w gazecie litanię do Świętej Gemmy. Modliłam się własnymi słowami, także tymi modlitwami, jakie znalazłam w gazecie CUDA I ŁASKI BOŻE (luty 2017 - dod. red.). Po jakimś czasie wróciłam do tej pracy, okazało się, że jestem potrzebna. Zobaczymy, co będzie dalej, ale wiem, że Święta Gemma pomaga ludziom i tym razem pomogła i mnie. Dziękuję Ci z całego serca, Kochana Święta Gemmo, i proszę Cię, pomagaj mi zawsze i w tych intencjach, w jakich modlę się do Ciebie na co dzień i w tych intencjach, w jakich modlę się do Świętej Hiacynty i do naszej Matki Bożej różańcem do siedmiu boleści.
Jeśli to nie problem, proszę tę małą sumkę (10 zł - dod. red.) przeznaczyć na kwiat dla Świętej Gemmy.
Święta Gemma Galgani, módl się za nami!''
Rozmiłowana w Świętej Gemmie z Końskich
W siódmym dniu nowenny wnusia poczuła się lepiej i od tej pory zaczęła powracać do zdrowia.
Barbara z Warszawy
Dwudzieste trzecie świadectwo (16 stycznia 2019 roku):
,,Postać Świętej Gemmy znam od kilku lat i wielokrotnie prosiłam o różne łaski za jej wstawiennictwem. Chciałabym się jednak podzielić ostatnią łaską, którą otrzymałam za jej przyczyną. W środę, kiedy to opublikowano świadectwo pani Anny, obudziłam się przeziębiona, mimo, że kilka godzin wcześniej jeszcze byłam zdrowa. Za dwa dni miałam wykupiony lot samolotem a przeziębienie, szczególnie katar i zatkane uszy, bardzo taki lot utrudniają i często wiąże się to z wielkim bólem podczas lotu (jeśli ktoś przeżył taką sytuację, to wie o czym piszę). Przeczytawszy w środę ostatnie świadectwo, poczułam, że za przyczyną szczególnie Świętej Gemmy, odmawiając dwie modlitwy ze strony internetowej, będę prosiła o łaskę bezpiecznego lotu bez mocnego bólu uszu. Niestety z godziny na godzinę czułam się coraz bardziej chora, a choroba właśnie szczególnie dotknęła zatok i stąd efekt zatkanych uszu. Kilka godzin przed lotem czułam się kiepsko, ale mimo to wciąż modliłam się za przyczyną Świętej Gemmy o tę łaskę, chociaż wydawało mi się niezbyt możliwe, by znieść ten lot dobrze. Obiecałam Świętej Gemmie, że podzielę się tym świadectwem, tak więc chciałabym napisać, że moja modlitwa została wysłuchana i lot zniosłam dobrze, a niewielki ból uszu pojawił się tylko na krótko i był bardzo znośny. Dziękuję Ci, Święta Gemmo, że wstawiasz się za nami u Boga! Chwała Tobie Chryste!"
Julita z Warszawy
Dwudzieste drugie świadectwo (9 stycznia 2019 roku):
,,Obiecałam Świętej Gemmie Galgani, że jeśli wysłucha moich próśb, dam świadectwo otrzymanych łask, będę rozpowszechniać jej niezwykłą skuteczność i orędownictwo w niebie. Świętą Gemmę z Lukki poznałam kilka lat temu dzięki mojej cioci, od której otrzymałam jej obrazek. Pamiętam, że modliłam się wtedy do Świętej Gemmy kilka razy raczej bez większej wiary i ufności, że może mi pomóc, nie miałam wtedy internetu, więc nie byłam w stanie wyszukać więcej na informacji na jej temat i na kilka ładnych lat zupełnie o niej zapomniałam. Niedawno znowu natknęłam się na Świętą Gemmę, szukając zupełnie czegoś innego w internecie i tak trafiłam na stronę Centrum Promocji Duchowości Pasyjnej pw. Świętej Gemmy Galgani. Zapoznałam się wówczas z całym życiorysem Gemmy i bardzo uwierzyłam w to, że jest wielką świętą przed majestatem Bożym. Wydrukowałam wszystkie modlitwy do niej, obrazek w dużym formacie, nowennę, koronkę oraz litanię i zaczęłam je odmawiać. Na pierwszą łaskę nie czekałam zbyt długo, w zasadzie już po kilku dniach zostałam wysłuchana! Od sierpnia ubiegłego roku miałam poważne problemy z zębem, który leczono mi kilka razy. Ciężko to przechodziłam i wydałam sporo pieniędzy na prywatne leczenie. Bardzo cierpiałam z tego powodu, ostatni najgorszy etap leczenia wreszcie skończył się, a mimo to ząb dalej bolał ponad miesiąc. Nie miałam już pieniędzy, martwiłam się, co będzie dalej, ale właśnie wtedy znalazłam po raz drugi w swoim życiu Świętą Gemmę, a może to ona mnie znalazła, więc z ufnością zaczęłam modlić się wszystkimi modlitwami, łącznie z koronką i litanią. Po kilku dniach nowenny ząb przestał całkowicie boleć i nie był już wrażliwy na dotyk. Po zakończonej nowennie pobiegłam od razu do kościoła, odmówiłam różaniec dziękczynny i przyjęłam Komunię Świętą ku czci św. Gemmy. Pisząc dzisiaj to świadectwo czuję się całkowicie zdrowa już od kilku miesięcy! Po jakimś czasie pojawił się kolejny bardzo trudny problem. Mojemu chłopakowi groziła utrata pracy i był on z tego powodu na skraju załamania. Bez zastanowienia zaczęłam prosić o ratunek Świętą Gemmę. Skończyłam jedną nowennę i nic. Cisza, dalsze nerwowe oczekiwanie na podjęcie decyzji w tej sprawie samego burmistrza miasta! Chcę zaznaczyć, że nie mieliśmy w tej sprawie żadnych znajomości, wsparcia, pomocy, nawet od rodziny. Był z nami wtedy jedynie Bóg i Święta Gemma. Kiedy skończyłam jedną nowennę w tej intencji, usłyszałam w sercu głos: nie przerywaj, tylko odmawiaj dalej. Więc zaczęłam drugą nowennę, a kiedy nadal nie było odpowiedzi, trzecią i właśnie w trakcie tej trzeciej okazało się, że stanowisko pracy nie będzie zlikwidowane i mój chłopak nadal będzie pracował. Nie wiem, jak mam Ci dziękować. Kochana Święta Gemmo, chociaż tyle łez wylałam, tyle nocy nie przespałam, modląc się do Ciebie, to wiem, że wiele się od Ciebie nauczyłam w tym czasie oczekiwania na łaskę. Błagałam Boga w Twoim imieniu, poprzez Twoje stygmaty, krew z nich wylaną, cierpienia, których doznałaś, płakałam również z Tobą, lśniący kwiecie nieba, rozmyślając, jak bardzo cierpiałaś z tego powodu, że nie zostałaś zakonnicą, chociaż tego pragnęłaś, a jednak Bóg w swej odwiecznej mądrości zarządził inaczej. O Święta Gemmo, urzekasz mnie swoją prostotą, pokorą i uniżeniem wobec nieskończonego majestatu Bożego. Dziękuję Ci nie tylko za wysłuchane moje prośby, ale też i za to, że tak pięknie prowadzisz mnie ku Bogu, z dnia na dzień coraz bliżej jestem Jego Serca, a moja dusza jest czysta i nieustannie w łasce uświęcającej dzięki Tobie! Coraz częściej i ja wyrzekam się codziennych przyjemności, bo skoro Ty przez cały rok chodziłaś w jednym ubraniu, dlaczego i ja nie mogłam zrezygnować z rzeczy materialnych, ładnych strojów, które tylko oddalają nas od Boga. Już nigdy nie będę narzekać, że czegoś nie mam, co mają inni, bo teraz już wiem, że tylko ci, którzy uczestniczą w cierpieniach Chrystusa, mogą być włączeni do Jego chwały''.
Anna z Rzeszowa
Dwudzieste pierwsze świadectwo (2 września 2018 roku):
Dwudzieste świadectwo (21 maja 2018 roku):
Dziewiętnaste świadectwo (12 sierpnia 2017 roku):
,,W niedzielę 15 stycznia 2017 roku byłam na Mszy św. w Kościele Księży Pallotynów o godz. 20. Msza była w „mojej” intencji tzn. intencja dziękczynna za otrzymane łaski z prośbą o Boże prowadzenie i opiekę Matki Bożej i św. Dominika dla Hanny.
Jak wspomniałam powyżej tego dnia kazania głosił Ksiądz Pasjonista o św. Gemmie Galgani. Była wystawiona fotografia św. Gemmy. Ja już wcześniej poznałam św. Pawła od Krzyża, polecono mi Jego Dziennik Duchowy…
Tego dnia na Mszy św. – patrząc na św. Gemmę – pomyślałam, że moja Córka Agnieszka jest bardzo do Niej podobna. W szczególności, gdy Agnieszka ma spięte włosy… I wtedy patrząc na twarz św. Gemmy poprosiłam o opiekę nad Agnieszką…
Moja Córka studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Następnego dnia, tj. 16 stycznia 2017 roku miała zajęcia wychowania fizycznego. Zapisana była na wspinaczkę skałkową. Ja będąc w pracy (pracuję na uczelni), prowadząc zajęcia ze studentami, zobaczyłam, że dzwoni moja Córka. W ciągu dnia raczej Agnieszka nie dzwoni, tylko pisze smsy. Jak dzwoni, to zwykle jest to bardzo ważne. Doczekałam do przerwy i oddzwoniłam. Była w domu… ale okazało się, że odpadła od ściany podczas wspinaczki. Powiedziała mi, że nie może się ruszać, nie może wstać. Nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam, co to znaczy, myślałam o najgorszym… Odwołałam ostatnią grupę ćwiczeń i ruszyłam do domu. W międzyczasie zadzwoniłam do Luxmedu na linię, gdzie zgłasza się nagłe przypadki. W trybie pilnym ustaliłam wizytę u ortopedy… Ale jak przyjechałam do domu, Agnieszka nie mogła się ruszać. Leżała, nie mogła się podnieść. Ja nie mogłam jej podnieść. Z pomocą Mojej Mamy udało się nam ją podnieść. Nie rozumiałam tego wszystkiego, po wf. wróciła do domu o własnych siłach, a gdy się położyła, po krótkim śnie nie mogła się podnieść…
W ciągu 2-3 godzin byłyśmy u ortopedy, okazało się, że to tylko rwa kulszowa wywołana gwałtownym szarpnięciem podczas odpadnięcia ze skałki na skutek złej asekuracji.
Od razu przyszła myśl, że to opieka św. Gemmy… że nie stało się nic złego… tylko rwa kulszowa…
Pozdrawiam z Panem Bogiem
Hanna z Warszawy''
Osiemnaste świadectwo (16 maja 2017 roku):
"W kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy lubię często zaglądać do mojego tzw. „świętego kąta”. W nim znajduje się cudowny obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, figura św. Michała Archanioła z Gargano oraz obraz Świętej Gemmy Galgani. Centrum świątyni, poczesne miejsce, zajmuje ołtarz z tabernakulum ze źródłem miłości Najświętszego Serca Pana Jezusa i obraz, który przedstawia i pomaga mi zagłębić się w nieprzebrane zdroje miłosiernego Serca Jezusa Chrystusa.
Bo to „On”: przez Niego i w Nim wszystko otrzymuję w darze, każdy dzień, każdego człowieka, każde wydarzenie.
Bóg, który jest miłością, obdarzył mnie kochanymi rodzicami, a za ich przyczyną - licznym rodzeństwem, a z upływem lat - kochanymi bratankami, a wśród nich Bartkiem.
Bartek dorastał w miłości całej rodziny. Mój najstarszy brat Aleksander, a Bartka ojciec dokładał wszelkich starań w dobre jego wychowanie i dostatnie życie. Po ukończeniu gimnazjum Bartek zaczął uczęszczać do szkoły średniej i tam na początku pierwszej klasy zaczął się problem z nałogiem narkotyków.
Najpierw bardzo niewinnie; energetyzery, potem energetyzery popijane alkoholem, a następnie marihuana, skuny, spidy itp. Wciągnął się w dilerkę, a potem związał się z dziewczyną, z którą razem tonął.
W drugiej klasie, którą powtarzał, przerwał naukę, a raczej za wagary musiał ją opuścić. Nałóg narkotykowy wyniszczał go zdrowotnie i ekonomicznie, nie tylko jego, ale i całą rodzinę. W celu zdobycia środków na narkotyki wynosił z domu cenne przedmioty. Bartek nie przyjmował do wiadomości, nie przyznawał się do tego, że jest chory, a to był warunek podjęcia leczenia.
Pewnego dnia zajrzałem do kościoła Jezuitów, na modlitwę, a tam zaproszenie na konferencję, którą głosił ojciec Rafał Pujsza, pasjonista, o św. Gemmie Galgani. To był początek mojego rozmiłowania w św. Gemmie, tam po raz pierwszy Ją spotkałem, a właściwie to Ona spotkała mnie. Tam na modlitwie, przedstawiłem św. Gemmie problem narkotyków Bartka.
Po jakimś czasie dotarła do mnie radosna informacja, że relikwie św. Gemmy będą na stałe w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wziąłem udział w uroczystości przekazania relikwii w tymże kościele. Potem wstąpiłem do diakonii św. Gemmy i od tego momentu jeszcze bardziej gorliwie zacząłem prosić wstawiennictwa św. Gemmy Galganii, rozmiłowanej w Najświętszym Sercu Pana Jezusa, o łaskę wyjścia z nałogu narkotyków dla Bartka.
Modliłem się nieustannie, każdego dnia i szukałem Bartka. (Nadmienię tutaj, że Bartek wyprowadził się z domu i nikt nie wiedział, gdzie wówczas się znajdował). Często chodziłem na tamę, przy śluzach, tam spotykała się trudna młodzież, zagubiona, poraniona, szukająca prawdziwej miłości. Po pewnym czasie spotkałem Bartka, popłakał się, opowiedział mi o wszystkim, o trudnościach, problemach, bolączkach, zranieniach. Udało się, wrócił do domu.
Wszystko było na dobrej drodze, ale niestety, radość trwała zbyt krótko, szatan znowu machnął ogonem, Bartek ponownie wybył z domu i wrócił do nałogu ze zdwojoną siłą. Nie można było go zlokalizować, moi młodzi przyjaciele widywali go w różnych miejscach, był brudny, głodny, sypiał na klatkach schodowych.
Gorliwie modliłem się do Najświętszego Serca Pana Jezusa za wstawiennictwem św. Gemmy… i udało się, św. Gemma wstawiła się za Bartkiem u Jezusa, mojego Pana.
Pewnego dnia, był to pierwszy czwartek miesiąca, rano wstąpiłem do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, zajrzałem do mojego „świętego kącika”, do św. Gemmy.
Krótko po wyjściu z kościoła spotkałem Bartka, był w opłakanym stanie, pobity, znajdował się na krawędzi życia i śmierci, opowiedział, co się stało i gdzie przebywa. Natychmiast skontaktowałem się z Olkiem, moim bratem, ojcem Bartka. Teraz wypadki potoczyły się szybko. Bartek przyznał, że jest „chory” i zgodził się na leczenie.
Najpierw toksykologia, a potem monarowski ośrodek odwykowy koło Kołobrzegu, tam Bartek odnowił drogę do Boga, wrócił do żywych. Obecnie jest całkowitym abstynentem. Skończył szkołę średnią i pracuje jako przedstawiciel handlowy.
Jestem rozmiłowany w Najświętszym Sercu Pana Jezusa i w Świętej Gemmie, patrzę codziennie na obraz św. Gemmy z wizerunkiem Najświętszego Pana Jezusa z otwartym sercem, miłującym sercem. Święta Gemma uczy mnie pokory w cierpieniu, cierpliwości na modlitwie i w życiu.
Jej z serca każdego dnia dziękuję, a raczej Najświętszemu Sercu Pana Jezusa za jej wstawiennictwem za uwolnienie Bartka z narkotykowego nałogu".
Piotr z Bydgoszczy
Siedemnaste świadectwo (24 stycznia 2017 roku):
Robert z Mińska Mazowieckiego
Szesnaste świadectwo (26 października 2016 roku):
"Działanie Świętej Gemmy w moim życiu
W październiku 2015 roku kupiłam bilety na samolot do Londynu, by wziąć udział w rekolekcjach „kurs Andrzej”, który miał się odbyć w dniach 10-12 czerwca 2016 roku (tę datę potwierdziły mi osoby prowadzące kurs). A że mam w Londynie rodzinę, to chciałam polecieć z dziećmi, tak na tydzień. Kupiłam bilety w terminie od 8 do 15 czerwca zadowolona, że były tanie. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że 8 czerwca to dzień, w którym odprawiamy jako Wspólnota, co miesiąc, nabożeństwo ku czci Świętej Gemmy. Zrobiło mi się wstyd i głupio przed samą sobą, że o tym zapomniałam, a cieszyłam się z tego, że udało mi się kupić tanio bilety. Westchnęłam do Świętej Gemmy i w sercu zapragnęłam być na tym nabożeństwie. Powiedziałam wtedy „Święta Gemmo, zrób coś”. Po około dwóch miesiącach od tego czasu poprosiłam p,rowadzących te rekolekcje o potwierdzenie noclegów w domu rekolekcyjnym i wtedy okazało się, że zmienili termin rekolekcji na tydzień później, czyli 17-19 czerwca, więc pomyślałam "trudno", najwyraźniej miało mnie na nich nie być. Bilety kupione, to polecimy w odwiedziny do rodziny, przynajmniej dzieci będą zadowolone z tego wyjazdu. Na drugi dzień po tej informacji zadzwoniła dziewczyna ze Wspólnoty, która prowadzi te rekolekcje, i powiedziała że jest im głupio, że zmienili termin rekolekcji, który wcześniej mi potwierdzali, że to ich wina i że kupią mi nowe bilety bym mogła uczestniczyć w tych rekolekcjach. I tak się stało. Nowe bilety były na termin od 15 do 22 czerwca. To jest dla mnie niesamowite, jak zadziałała Święta Gemma, bym była obecna na jej nabożeństwie. Bo nie mam żadnych wątpliwości, że to ona się do tego przyczyniła.
Po jakimś czasie - była środa - wybierałam się na spotkanie modlitewne, bo Wspólnota spotyka się w środy. Zdjęcie Świętej Gemmy, które stało w ramce na meblach przewróciło się i spadło na podłogę. Mówiąc do męża, dlaczego ono spadło, jak tyle tu stoi i nigdy się nie przewróciło, mąż powiedział mi, że to drugi raz, że pierwszy był wtedy kiedy wyjeżdżał po mnie na lotnisko jak wracałam z rekolekcji. Właściwie był już w drzwiach, a z mebli spadło zdjęcie Świętej Gemmy. Zwyczajnie samo nie miało prawa przewrócić się i spaść na podłogę, nie uszkadzając się przy tym. Wierzę, że to był znak od Świętej Gemmy, że jest obecna i pragnie działać w naszym życiu. Długo zastanawiałam się, co miałby znaczyć ten drugi upadek. Teraz wierzę, że był to znak, że ona jeszcze bardziej pragnie działać w moim życiu, co pokazuje drugie świadectwo, którym dzielę się ze łzami w oczach. Jest ono bardzo osobiste, dotyczy mojego taty, moich relacji z nim, jego odejścia do Pana.
Moi rodzice byli po rozwodzie i nie mieszkali razem. Z tatą nie utrzymywałam praktycznie żadnych kontaktów, zarówno ja, jak i moje rodzeństwo. Powodem tego było to, że się go bardzo wstydziłam i czułam do niego ogromny żal, ponieważ był alkoholikiem. Moje podejście do tego nałogu i do mojego taty zmieniło się dzięki uzdrowieniu, jakim obdarował mnie Jezus podczas jednych z rekolekcji. Był to początek procesu uzdrawiania i przebaczenia tacie tego wstydu, jaki dźwigałam odkąd pamiętam. Któregoś dnia otrzymałam informację, że mój tato jest w szpitalu i że jest z nim bardzo źle. Pojechałam do niego i rzeczywiście tak było. To, co zobaczyłam spowodowało, że łzy stanęły mi w oczach. Widok był okropny. Sącząca się rana na brodzie, ledwo poruszający się człowiek o kulach wyniszczony przez alkohol. To był mój tato. Po rozmowie z lekarzem, podczas której usłyszałam, że najprawdopodobniej jest to nowotwór z przerzutami (pobrane próbki zostały przesłane do badania), a ta rana to już owrzodzenie spowodowały u mnie ogromny ból i żal. Podarowałam tacie obrazek z wizerunkiem Świętej Gemmy, by modlił się do niej codziennie – co też czynił. Tato wyszedł ze szpitala i teraz tylko czekaliśmy na wyniki, które niestety potwierdziły to, o czym mówił lekarz - nowotwór jamy ustnej. W tym czasie oczekiwania na wyniki przyjechałam do taty do „domu”, by go odwiedzić i ogarnęła mnie jakaś ciemność. To, co zobaczyłam, jak mieszka, w jakich warunkach, było niedowierzaniem, że ludzie mogą tak mieszkać. Mieszkanie, a raczej piwnica, która została do tego celu przystosowana, była zapleśniała, ściany były czarne, pokój bez łazienki, bez ubikacji, bez kuchni i ten odór który się unosił - coś okropnego. Tato poprosił mnie, bym zawiozła go do lekarza na wizytę, która ustalona była na 9 sierpnia. Jechałam z nim tam z nadzieją na jakieś leczenie. Lekarz po zbadaniu go oznajmił, że nowotwór jest tak zaawansowany w dodatku z przerzutami, że nie kwalifikuje się do operacji, a na chemię organizm jest zbyt słaby, bo wyniszczony jest przez alkohol. Jedyne, co można zastosować to leczenie paliatywne poprzez naświetlania i wyznaczy do tego termin następnej wizyty. Poczułam się bezradna. Pomyślałam, jak on wróci do tej nory, w której mieszka. Przecież tam nie ma żadnych warunków. W gabinecie modliłam się w myślach, by lekarz zostawił go szpitalu, bo tak będzie najlepiej dla niego, bo przynajmniej będzie miał czysto i regularne ciepłe posiłki. I tak się stało. Modlitwa została wysłuchana. Do gabinetu wszedł pielęgniarz z oddziału paliatywnego, u którego widok mojego taty wzbudził chyba litość. Taka myśl wtedy przyszła mi do głowy i to on zaproponował, by położyć go na oddziale, bo akurat zwalnia się miejsce. Tata został w szpitalu. Po naświetlaniach, które otrzymał sącząca się rana trochę przygasła, a on nabrał trochę sił. W tym czasie modliłam się o potrzebne łaski dla mojego taty – potrzebował ich wielu. Jedną z nich było to gdzie będzie mieszkał po wyjściu ze szpitala, bo do siebie nie mógł wrócić ze względu na warunki. A ja ze względu na brak miejsca w domu nie mogłam wziąć go przyjąć. W tym czasie towarzyszyła mi mama, co też było łaską od Boga, która ku mojemu zdziwieniu powiedziała, że wzięłaby go do siebie, ale nie ma gdzie. Pamiętam, że na nabożeństwie ku czci Świętej Gemmy 8 sierpnia poprosiłam Świętą Gemmę o potrzebne łaski dla mojego taty. I tak się stało. Święta Gemma sprawiła, że udało mi się umieścić tatę w hospicjum, co dla pielęgniarki socjalnej, która próbowała to uczynić, było niemożliwe. Stało się to w dniu w którym miał wyjść ze szpitala i musiałby udać się do siebie. Tato codziennie modlił się do Świętej Gemmy modlitwą z obrazka, który mu podarowałam, a także koronką do Bożego Miłosierdzia. W czasie pobytu w szpitalu skorzystał z Sakramentu Pojednania, codziennie do śmierci przyjmował Komunię Świętą. Przed śmiercią otrzymał również Sakrament Namaszczenia Chorych. Odszedł godnie w czystym łóżku w otoczeniu ludzi. Ja otrzymałam tę łaskę, że mogłam być przy nim aż do końca, usłyszeć jego ostatnie tchnienie. Pisząc to świadectwo łzy lecą mi same. Był to dla mnie trudny okres szczególnie, że nie udało mi się nakłonić mojego rodzeństwa, by odwiedzili tatę w szpitalu czy hospicjum. Odszedł bez ich przebaczenia. Patrząc z upływem krótkiego tego czasu, bo upłynął zaledwie niecały miesiąc od śmierci taty – zmarł 30 września widzę, że to wszystko było działaniem Boga i działaniem Świętej Gemmy, że był to czas błogosławiony zarówno dla mnie jak i dla mojego taty – bo przecież mógł umrzeć tam gdzie mieszkał, w tym brudzie, a łaski wyproszone przez wstawiennictwo Świętej Gemmy sprawiły, że mogłam być przy nim aż do końca trzymając go za rękę, a on był świadomy tego, że nie jest sam. Chciałabym by świadectwo to trafiło do osób, które są w podobnej bądź takiej samej sytuacji, bo osoby, które są zniewolone różnymi nałogami nie są jakimiś odludkami. Są to ludzie, którzy potrzebują pomocy, ludzie którzy bardzo potrzebują naszej modlitwy. Mój tato żałował życia, jakie wiódł. Kiedy błogosławiłam go znakiem krzyża na czole jak wychodziłam od niego, zawsze miał łzy w oczach. Moim pragnieniem było usiąść z nim do stołu wigilijnego. Myślałam, że uda się to w tym roku, jednak nie było nam to dane. Dlatego nie traćmy czasu, każda minuta naszego życia jest cenna, każdy brak przebaczenia może nie mieć kolejnej szansy na to, by je uczynić. Nie osądzajmy i nie skreślajmy ludzi, których widzimy pijanych, bo nie wiemy co jest przyczyna tego stanu. Ja winiłam mojego tatę za jego stan, a nawet więcej - myślałam, że sam na to sobie zapracował i że ma to, czego chce. Myliłam się bardzo. On po prostu był zagubiony w tym wszystkim, a u kresu swojego życia widziałam, że żałował. Święta Gemma modliła się gorąco za grzeszników, swoje cierpienia ofiarowywała za nich, okazywała miłosierdzie i pomoc ubogim. Niezwykłe poświęcenia, których się dopuszczała bardzo mnie w niej ujęły. To sprawiło, że bardzo pragnę być właśnie taką, być dla innych. Święta Gemmo, wspomóż mnie w tym pragnieniu".
Agnieszka z Sanoka
Piętnaste świadectwo (6 sierpnia 2016 r.):
Pragnę złożyć świadectwo cudownej interwencji Świętej Gemmy w życie mojej rodziny.
Dokładnie dziś, w święto Przemienienia Pańskiego, mija równy rok od cudu dokonanego przez Jej wstawiennictwo.
Dziś też w konfesjonale trafiłam na spowiednika, którym okazał się nikt inny jak Ojciec Rafał, którego wierzę, że miłosierny Bóg postawił na mojej drodze, gdy już kilkanaście miesięcy wcześniej podczas wizyty duszpasterskiej w moim domu wręczył mi obrazek Świętej Gemmy. Przypadek nie jest dla mnie już odpowiedzią na to, co wydarzyło się w życiu mojej rodziny za sprawą tej wspaniałej świętej. Teraz wiem, że te "przypadki" to po prostu pseudonimy artystyczne Pana Boga.
Około dwóch lat temu mój Tata usłyszał diagnozę wirusowego zapalenia wątroby, która dla większości z nas była zagadką, którą boleśnie rozwiązywaliśmy przez kolejne miesiące. Kiedy otrzymałam obrazek z wizerunkiem Świętej Gemmy, jeszcze nie domyślałam się, jak bardzo ta krótka modlitwa zamieszczona na jego odwrocie wyryje się w moim sercu. Okres marca i kwietnia roku 2015 przynosił mojemu tacie ciągle nowe dolegliwości, a jedynym ratunkiem okazał się przeszczep. Wtedy to przypomniałam sobie o wizerunku Świętej i cudach uproszonych przez Nią u Boga i tak też zaczęłam codzienną modlitwę o uzdrowienie. Dałam też obrazek mojemu Tacie, opowiadając mu o sile modlitwy. Tata nawet w szpitalu - a przebywał w nim od czerwca praktycznie non stop - trzymał wizerunek Świętej Gemmy przy swoim łóżku i modlił się o Jej pomoc. Niektóre pielęgniarki nawet pytały, kim jest ta osoba dla Taty, myśląc że może jest członkiem rodziny. Faktycznie tak jest...
Tata miał wiele sytuacji "podbramkowych", kiedy wszyscy dookoła dawali nam znać, że może pora poprosić kapłana z posługą sakramentalną.
Byliśmy jednak tak "zaślepieni" modlitwą do Świętej Gemmy, a także modlitwą różańcową, upraszaniem wstawiennictwa Matki Bożej Leśniowskiej i wsparciem wspólnoty modlitewnej z Czatachowy na czele z ojcem Danielem, że miłosierny Bóg nie pozwolił nam ani przez chwilę zwątpić w cud.
Tymczasem stan Taty wymagał stałej hospitalizacji. Wątroba przestawała funkcjonować i sami lekarze byli zaskoczeni tak szybkim progresem. Wodobrzusze, niegojące się rany z racji na małopłytkowość, śpiączka cukrzycowa, niemożność samodzielnego poruszania się i brak kontroli własnego ciała, opuchlizna nóg, skurcze trzymające kilka godzin, brak snu i jednoczesne utraty stanów świadomości, bóle różnego pochodzenia, to tylko kilka przykładów z tego, co przechodził mój Tato. Jak na złość jedyna alternatywa, którą był szybki przeszczep, również okazała się ciągiem procedur laboratoryjnych, ale i urzędniczych, które były mozolne. Tata cały czas był zagrożony nieprzyjęciem na listę biorców. Dosłownie Bóg taranował przed nami drzwi gabinetów lekarskich, ale i ludzkich serc. Gdyby ktoś niewierzący zobaczył jak "rzutem na taśmę" udaje się przejść kolejne procedury kwalifikujące do przeszczepu, to sam uwierzyłby w Bożą interwencję. Jak wtedy, gdy odmówiono Tacie chirurgicznego zabiegu usunięcia zębów z obawy przed wykrwawieniem, nagle cudem zrobiono to w szpitalu po interwencji transplantologa, lub gdy dostał się na umówione wcześniej badania kardiologiczne, które w ostatniej chwili szpital odwołał z racji na brak łóżek, lub gdy zapadł w śpiączkę cukrzycową i z pomocą Mamy i sąsiadów szybko został dostarczony do karetki. Choć Tato został wpisany na listę biorców, wcale nie odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ jego stan był tak ciężki, że Tatuś wyprzedził w kolejce innych oczekujących. Cały czas trwaliśmy na modlitwie, a Tato mimo swoich zaników świadomości ciągle pilnował, by w jego torbie szpitalnej nie zabrakło miejsca na różaniec i obrazek przedstawiający Świętą Gemmę.
5 sierpnia 2015 roku stan Taty był już tak ciężki, a wodobrzusze tak zaawansowane, że Tacie pękała skóra i sączyła się z niej woda, a opuchlizna dochodziła do okolic serca. Lekarze prosili, aby już "nie ruszać pacjenta". Dopiero po wszystkim zrozumieliśmy, co chcieli nam powiedzieć.
W nocy z 5 na 6 sierpnia Mama dostała telefon od zespołu transplatacyjnego, że należy Tatę bezzwłocznie przewieźć do Warszawy, ponieważ znalazł się dawca. Tatuś został szybko przewieziony z mińskiego szpitala karetką, za którą nie nadążyła jechać najbliższa rodzina. Na miejscu okazało się, że Tata jest w tak ciężkim stanie, że lekarze stanęli przed wyborem, czy w ogóle jest szansa przeżycia pacjenta. Dziękuję Bogu za natchnienie doktora Pacholczyka - transplantologa, który podjął bardzo ryzykowną decyzję, mówiąc "że woli go stracić na stole, niż nie spróbować ratować". Operacja trwała kilka godzin i wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy nad ranem zadowolony lekarz przekazał, że operacja poszła pomyślnie i sam jest zaskoczony, jak organ dawcy pasował do ciała biorcy. Cud potwierdził jeszcze infromacją, że rzadko zdarza się, aby za pierwszym razem doszło do takiej zgodności, a biorca nie musiał czekać na inny organ i że gdyby dziś w nocy nie dokonano przeszczepu, do rana Tato by już najprawdopodobniej nie żył. Mój Tato urodził się na nowo w święto Przemienienia Pańskiego 2015 roku.
Dziękuję Orędowniczce naszej u Pana - Świętej Gemmie, Matce Bożej Różańcowej, Matce Leśniowskiej, Wspólnocie z Czatachowy, Ojcu Danielowi, za modlitwę oraz Wszystkim Pielęgniarkom, Lekarzom, Salowym ze szpitala w Mińsku Mazowieckim i w innych szpitalach, w których przebywał mój Tatuś, zespołowi transplatacyjnemu doktora Pacholczyka i samemu Doktorowi, Rodzinie, Przyjaciołom, a także i Ojcu Rafałowi, gdyż byli namacalnym narzędziem w ręku Boga, narzędziem, które odkryło przed nami niezgłębione miłosierdzie Boże.
Chwała Panu!
Dorota z Mińska Mazowieckiego
Czternaste świadectwo (23 maja 2016 r.):
"Witam wszystkich. Święta Gemma ma wielką moc i wyprasza u Boga łaski potrzebującym. Oto moje świadectwo.
Chciałbym opisać Wam moją historię spotkania z Gemmą oraz łaski, jakie przez jej wstawiennictwo otrzymałem ja i moja rodzina.
O Świętej Gemmie dowiedziałem się po raz pierwszy od mojej siostry Małgorzaty na wiosnę 2015 roku. To ona zachęciła mnie do przyjścia na mszę w kościele Ojców Jezuitów na placu Kościeleckich w Bydgoszczy. Tam miałem okazję po raz pierwszy usłyszeć o Świętej Gemmie z ust ojca Pujszy, który do dziś jeździ po Polsce i przedstawia ludziom postać Świętej Gemmy, zachęcając do modlitwy i umacniania swojej wiary, a także do zawierzania swoich losów tej patronce. W czasie mszy, gdzie jak pamiętam w centralnej części ołtarza wystawiony był obraz z wizerunkiem Świętej oraz jej relikwie, czułem coś, co nie da się do końca opisać słowami. To było coś jak… ciepło, spokój i poczucie pewności. Potem za każdym razem, kiedy wpatrywałem się w oblicze Świętej, zawsze czułem to samo. Po mszy świętej nabyłem obrazek Świętej oraz broszury z modlitwami.
Ciężka choroba mojego syna Konrada, który dziś ma 19 lat zawsze była w naszej rodzinie. Konrad urodził się z jedną czynną nerką, która dodatkowo była także uszkodzona. Przez 18 lat jeździliśmy z synem do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie był leczony. W końcu w kwietniu 2015 roku nadeszło to nieuniknione. Nerka przestała działać i konieczny był jej przeszczep. Dużo wtedy modliłem się właśnie do Świętej Gemmy, szczególnie w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na bydgoskim placu Piastowskim. Poprosiłem także ojca Pujszę ze zgromadzenia pasjonistów z Warszawy, aby pomodlił się za zdrowie syna na pielgrzymce do Świętej Gemmy we Włoszech. Zawierzyłem Gemmie całą naszą rodzinę i poprosiłem o łaski.
Szybko okazało się, że Święta Gemma nad nami czuwa. Z małżonką zdecydowaliśmy, że ja pierwszy poddam się badaniom jako potencjalny dawca nerki dla Konrada. Udało się. Okazało się, że mam zgodność z synem wystarczającą do przeszczepu. Po tej wiadomości modliłem się już praktycznie codziennie za wstawiennictwem Świętej Gemmy o udaną operację. Na każdym etapie podejmowania różnych medycznych decyzji w tym okresie, prosiłem o pomoc Świętą Gemmę i Ona zawsze podpowiadała mi właściwą drogę - ja to po prostu czułem.
W tym czasie, który był dla naszej rodziny niezwykle trudny psychicznie - właśnie dlatego, że myślami byłem głównie przy chorobie syna, a moja głowa nastawiona była prawie wyłącznie na myślenie jak mu pomóc - straciłem pracę. Poszukiwanie nowego zatrudnienia nie szło po mojej myśli i czułem się już bardzo mocno załamany tym faktem. Nie wiedziałem do kogo zwrócić się o pomoc…, ale ostatecznie mocno zwracałem się „z tym tematem do Gemmy”. Kiedy pomimo wielu prób zostały mi już tylko 2 oferty od pracodawców, którzy wstępnie byli zainteresowani moją osobą, stało się coś niezwykłego. Podczas modlitwy do Świętej Gemmy w kościele zadzwonił mój telefon. Był to telefon od pracodawcy, który umówił się ze mną na kolejne spotkanie. Odebrałem to jako wyraźny sygnał wsparcia od Świętej. Rozmowy w sprawie pracy przeciągały się… i nagle mniej więcej po tygodniu w tym samym miejscu w kościele, w czasie modlitwy do Świętej Gemmy zadzwonił telefon od drugiego pracodawcy, zainteresowanego moją osobą. Teraz już byłem pewien - Święta Gemma czuwała nad nami. Ostatecznie dziś mam pracę od jednego z tych pracodawców, a mój syn żyje zdrowo z moją nerką i właśnie zdał maturę. Dziękuję ojcu Pujszy i mojej siostrze Małgorzacie, że mogłem poznać Świętą Gemmę.
Dziękuję Ci, Święta Gemmo! Bądź ze mną i bądź z nami wszystkimi na zawsze!
Z pozdrowieniami"
Jerzy z Bydgoszczy
Trzynaste świadectwo (26 kwietnia 2016 r.):
"Jestem z parafii pw. Świętego Maksymiliana Marii Kolbego w Bydgoszczy. Kiedy przybył do nas ojciec pasjonista (17 marca br.) i zaczął mówić o Świętej Gemmie Galgani, jedno szczególnie zapamiętałam, aby przez Świętą Gemmę upraszać uzdrowienie duchowe.
Od razu pomyślałam o moim chrześniaku Michale. Ma 36 lat, od dziesięciu lat mieszka w Anglii. W Polsce jako chłopiec był ministrantem, rodzice rozeszli się, na pewno jest poraniony. Kiedy pytałam go o Pana Boga, odpowiadał: Ciociu, ja jestem niewierzący.
Nowennę łącznie z modlitwą do Świętej Gemmy i litanię oraz litanię do ojca Pio skończyłam w Wielki Piątek. W drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa byłam na obiedzie u brata. Po pewnym czasie zadzwonił telefon. Michał z Anglii. Pierwsze słowa skierowane do jego ojca to: Byłem w kościele w Wielką Sobotę i przez kolejne dwa dni Świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa. Pewnie sam był zdziwiony, że można przez trzy dni pod rząd przychodzić do kościoła. Wiem, że to sprawiła Święta Gemma Galgani.
Poszłam też podziękować Świętej do kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy. Dziękuję ojcu pasjoniście. Dziękuję Panu Bogu, że dał nam Świętą Gemmę.
Szczęść Boże"
Anna z Bydgoszczy
Dwunaste świadectwo (10 lutego 2016 r.):
"Święta Gemma żyje! Wyprasza nam potrzebne łaski i przychodzi z pomocą w naszych potrzebach. Prosiłam Świętą Gemmę o pomoc w pomyślnym zdaniu egzaminów podczas tegorocznej sesji egzaminacyjnej mojej córki. Pomimo że z jednym przedmiotem był duży problem, ponieważ profesor nieprawidłowo podliczył punkty i nie chciał zaliczyć córce tego przedmiotu, to wszystko szczęśliwie się zakończyło. Przez kilka dni profesor pozostawał nieugięty w swoim przekonaniu, ale w końcu przyznał się do błędu i zmodyfikował ocenę.
Dziękuję Ci, Święta Gemmo! Bądź nam towarzyszką i opiekunką na drogach ziemskiego pielgrzymowania!"
Edyta z Warszawy
Jedenaste świadectwo (8 lutego 2016 r.):
"Jeżeli tylko człowiek jest otwarty na łaskę Bożą i potrafi dostrzegać piękno Bożych darów, doświadcza mniejszych lub większych cudów. Pięknym wyrazem wdzięczności Bogu jest świadectwo.
Polecam modlitwy za wstawiennictwem Świętej Gemmy wszystkim potrzebującym.
Święta Gemma pomogła mi dwa razy. Pierwszy raz w sytuacji rodzinnej, w której się znalazłam. Była to potrzeba opieki nad moimi bliskimi, którym z odległości nie mogłam pomóc i nie mogłam bezpośrednio ich wesprzeć. Otrzymałam tę łaskę, o którą prosiłam. To Święta Gemma zaopiekowała się nimi. Wszystko zakończyło się pomyślnie.
Kolejny raz zwróciłam się do Świętej Gemmy o pomoc ukazania wyników mojej pracy (bardzo istotny etap w moim życiu zawodowym) w taki sposób, aby sprawdzający, mimo że praca wymagała korekty, uwierzyli, że bardzo się starałam i ocenili mnie na poziomie zadowalającym. Gorąca modlitwa zadziałała. Bogu niech będą dzięki za wiarę udzieloną Świętej Gemmie. Święta Gemmo Galgani, dziękuję Ci za Twoje wstawiennictwo, dokonałaś cudu, za co jestem Ci wdzięczna. Na dzień dzisiejszy mogę kontynuować proces tej pracy i wiem, czuje to, że Ty, Gemmo, otoczysz mnie swoją opieką i będziesz trwać ze mną do końcowego etapu. Wiem, ze sama sobie nie poradzę.
Dziękuję".
Regina
Dziesiąte świadectwo (15 stycznia 2016 r.):
"Wydarzyło się to w nocy z 6 na 7 stycznia 2016 roku. Moja 4-letnia córka w ciągu dnia była zdrowa, nic jej nie dolegało. Normalnie położyła się spać jak co wieczór. W nocy zajrzałam do pokoju dzieci, żeby sprawdzić czy się nie poodkrywały i bardzo przestraszyłam się, gdy zobaczyłam jak mała cała się trzęsie. Była rozpalona, usta miała bardzo popękane i suche, aż porobiły jej się strupy na nich. Zorientowałam się, że ma gorączkę i wpadła w drgawki. Zawołałam męża. Podaliśmy jej lek na zbicie temperatury i okłady na czoło. Zasnęła. Gdy leżałam obok niej, przypomniałam sobie, że koleżanka powiedziała mi, że ona często modli się za wstawiennictwem Świętej Gemmy i ta modlitwa ma dużą moc, więc i ja pomodliłam się do Świętej Gemmy, aby wstawiła się za naszą córeczką u Boga i uprosiła łaskę zdrowia. Temperatura spadła i rano mała wstała jak gdyby nigdy nic. Gdyby nie te strupy na ustach, to po chorobie nie byłoby żadnego śladu. Gdy tylko otworzyła oczy to powiedziała: Mamusiu, miałam taki piękny sen. Więc zapytałam ją, co się śniło. Odpowiedziała: Wszyscy święci. Zdziwiłam się już samym faktem, że znała taką kolokację, ale dzieci często zaskakują nas nowymi zwrotami. Zdziwiła mnie też tematyka snu i zapytałam córkę, że jak to wszyscy święci, że skąd w ogóle wie, że to byli święci. Ona odpowiedziała, że stąd, że byli w niebie. Zapytałam: Skąd wiesz, że to było niebo? Odpowiedziała, że było tam słońce z jasnymi promieniami i że była tam też babcia Terenia (to moja zmarła babcia, której córka nie znała, jedynie z opowiadań i zdjęć). Uśmiechnęłam się na myśl o babci i zapytałam, kto był tam jeszcze, licząc że odpowie, że dziadek. A ona odpowiedziała, że Święta Gemma. Znowu zdziwiłam się i pytam: Skąd wiesz, że to była Święta Gemma? Odpowiedziała mi: Bo miała brązowe włosy i wyglądała jak na obrazku. Przypomniało mi się, że mamy w domu obrazek z wizerunkiem Świętej Gemmy, ona go widziała. Kiedyś też w kościele kupiłam taką książeczkę dla dzieci rymowaną o Gemmie i jeden raz im przeczytałam, stąd też może kojarzyć tę Świętą. Nie sądziłam, że tak jej w pamięć zapadła. Pomyślałam, że to nie może być zbieg okoliczności, że akurat tej nocy przyśniła jej się Gemma, gdy ja modliłam się za jej wstawiennictwem. I na dodatek, córka wstała rano zdrowa. Cały dzień normalnie się zachowywała, była radosna, pełna energii, normalnie bawiła się i śpiewała, miała apetyt. Kilkukrotnie podpytywałam ją, czy oby to naprawdę jej się przyśniło, czy może jej się nie wydawało albo nie wymyśliła sobie, ale za każdym razem mówiła, że miała taki sen. Zapytałam ją również, co ona robiła w tym śnie, a ona odpowiedziała z uśmiechem: Mamusiu, przecież mnie tam nie było bo ja żyję i nie jestem święta. Dla niej wszystko było takie oczywiste. Poprosiłam, aby narysowała to, co jej się śniło. Gdy siadła i zaczęła rysować, to stwierdziła, że nie da rady namalować wszystkich świętych, bo było ich wielu, nie zmieszczą jej się na kartce a ich twarzy nie zapamiętała, bo ich wszystkich nie zna. Namalowała jedynie trzy postaci, których twarze znała: swoją prababcię (babcię Terenię), pradziadka i Świętą Gemmę, na tle nieba ze słońcem".
Agata z Mińska Mazowieckiego
Dziewiąte świadectwo (9 stycznia 2016 r.):
"Dziękuję z całego serca Świętej Gemmie Galgani za cud ustąpienia przewlekłej arytmii serca, która dokuczała mi od wielu lat ze względu na wrodzona predyspozycję. Obrazek z modlitwą znalazłam przypadkowo w moim kościele parafialnym w Bydgoszczy. Obrazek z wizerunkiem Świętej od razu przypadł mi do serca i zabrałam go do domu. W czasie nawrotu arytmii w nocy przypomniałam sobie o obrazku i odmówiłam zamieszczona modlitwę z prośba o pomoc. Arytmia ustąpiła natychmiast i mogłam spać spokojnie. W kolejnych dwóch dniach odmawiałam modlitwę za wstawiennictwem Świętej. W tym czasie miałam pojedyncze nawroty arytmii, które natychmiast łagodniały i ustępowały po odmówieniu modlitwy wstawienniczej. Dzisiaj jest trzecia doba, arytmia pojawiła się, jednak ustąpiła po kilku minutach. Czuję się bardzo dobrze i dziękuję za łaski otrzymane za wstawiennictwem Świętej Gemmy. Aby jej podziękować zamierzam szerzyć także jej kult. Dodam jeszcze, że w ciągu trzech dni modlitwy miały miejsce szczęśliwe dla mnie zdarzenia, co przypisuję również wstawiennictwu Świętej".
Alina
Ósme świadectwo (10 grudnia 2015 r.):
"Dzisiejsze spotkanie ze Świętą Gemmą było dla mnie wyjątkowe z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze: od dwóch lub trzech miesięcy uczestniczyłem w nowennach, ale nie mogłem przybyć na modlitewny wieczór z naszą Świętą. Byłoby tak i tym razem, gdyby nie zmiana terminu i tak dzięki Świętej Gemmie na dzisiejsze spotkanie mogłem przybyć, z czego się niezmiernie cieszę. Po drugie: dzisiejszą Mszę Świętą przeżyłem jak nigdy dotąd, za co Bogu w trzech Osobach, Matce Bożej Loretańskiej i Świętej Gemmie serdecznie dziękuję. Bóg zapłać".
Tomasz
Siódme świadectwo (4 listopada 2015 r.):
"Chciałam podzielić się radością z otrzymanej łaski, którą uważam otrzymałam dzięki wstawiennictwu Świętej Gemmy. Od lipca, od kiedy natrafiłam na obrazek z modlitwą za jej przyczyną, modliłam się gorąco o zdrowie dla mojej córeczki. Moja córka prawie bez przerwy chorowała i miała złe wyniki badań krwi, i te złe wyniki utrzymywały się przez parę miesięcy. W lipcu zaczęłam modlić się za przyczyną Świętej Gemmy oraz dziesiątką różańca poprzez Różaniec Rodziców. W sierpniu wyniki były ciągle złe. Córkę zapisano na badania do szpitala, które właśnie dziś się rozpoczęły. Dziś wykonano pierwsze badania krwi - wszystkie wyniki są prawidłowe. Wierzę, że to Święta Gemma nam pomogła. Mimo tego, że często modlitwa moja byla automatyczna, tak jak modli się zabiegana zmęczona mama po całym dniu pracy. Od połowy lipca moja córka nie była ani razu chora, co jest najdłuższym okresem zdrowia w całym jej życiu. Modliłam sie, o łaskę, która przyniesie ulgę mojej duszy - tak jak w treści modlitwy - i ją otrzymałam. Bogu niech będą dzięki. Niech żyje Święta Gemma!"
Agnieszka z Poznania
Szóste świadectwo (5 maja 2015 r.):
"Modlitwę do Świętej Gemmy Galgani otrzymałam w kościele pw. Świętego Antoniego z Padwy w Mińsku Mazowieckim. Pomodliłam się, żeby była moją przewodniczką w odszukaniu drogi do Boga. Modlitwa szybko zaczęła działać. Pojawiła się wielka chęć przeczytania Pisma Świętego, odmawiania różańca, spowiedzi z całego życia, pogodzenia się ze wszystkimi ludźmi i głód wiedzy o Bogu. Poczułam, że zostałam napełniona Duchem Świętym, który poucza mnie, jak postępować w życiu (w postaci konkretnych myśli, sytuacji, snów).
Dzięki wstawiennictwu Świętej Gemmy życie mojej rodziny odmieniło się. Dopiero teraz uczymy się, co to znaczy być katolikiem (nie wystarczy tylko chodzić w niedzielę do kościoła i robić dobre uczynki).
Moja rodzina odczuła wiele łask i cudów (i dalej odczuwa).
Dziękuję Świętej Gemmie Galgani, bo od tego czasu Niebo zwróciło uwagę na mój dom.
Gdyby ktoś miał potrzebę porozmawiania, to kontakt zostawiam w klasztorze Pasjonistów u o. Rafała Pujszy".
Renata z Mińska Mazowieckiego
Piąte świadectwo (28 kwietnia 2015 r.):
"Zdarzenie to miało miejsce w piątek, 31 maja 2013 r. w Bydgoszczy, gdzie mieszkam od urodzenia. Był ostatni dzień maja, święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Jechałam do katedry św. Marcina i Mikołaja (przy ul. Farnej). Na przystanku przy ul. Nakielskiej/Wiśniowa autobus nr 56 uciekł mi sprzed nosa. Wsiadłam w następny autobus, ale nie jechał w kierunku Pl. Kościeleckich, tylko jechał trasą skróconą do ostatniego przystanku Garbary (skrzyżowanie ul. Focha i Królowej Jadwigi). Musiałam więc wysiąść przy Multikinie i przesiąść się na tramwaj. Wysiadając z autobusu odczułam niepokój, jakby przeczucie, że coś może się stać. Zaczęłam w duszy modlić się na przemian przywołując Świętych:
Święta Gemmo Galgani, módl się za nami.
Święty Ojcze Pio, módl się za nami.
Święta Gemmo Galgani, módl się za nami.
Święty Ojcze Pio, módl się za nami...
Tak modliłam się bez przerwy, idąc, a potem jadąc tramwajem. Przeszłam przez światła na skrzyżowaniu i wsiadłam w tramwaj. Chciałam wysiąść na przystanku Pl. Teatralny, by dojść ulicą Mostową do katedry. Tramwaj zatrzymał się na ul. Focha przy Pl. Teatralnym. Pani, która stała w tramwaju przy przycisku otwierającym drzwi, nacisnęła go. Drzwi jednak nie otworzyły się. Spojrzałam spokojnie na nią i ona ponownie nacisnęła przycisk, ale drzwi nadal nie otwierały się. Zdziwiłam się. Po upływie może 15 sekund, nagle drzwi otworzyły się same. Zdumiało mnie to jeszcze bardziej. Chcąc wyjść z tramwaju, zrobiłam krok na pierwszy stopień, na drugi i zarazem ostatni stopień. Chciałam zrobić trzeci krok, ale już na ulicę, jednak nie zdążyłam, bo właśnie wtedy z prędkością około 100 km/godzinę przejechał samochód. Jechał tak szybko, że nawet nie zatrzymał się na światłach, które są około 100 m dalej! Kobieta, która stała za mną w tramwaju, była zszokowana i pokręciła głową. Ja też byłam zdziwiona. Myślę, że za wstawiennictwem przywołanych Świętych – Gemmy i o. Pio – stało się tak, że drzwi w tramwaju nie otworzyły się ani za pierwszym, ani za drugim naciśnięciem przycisku, a zostały otworzone z dużym opóźnieniem. Naprawdę gdyby drzwi tramwaju otworzyły się za pierwszym razem po wciśnięciu guzika, to ja w momencie przejazdu samochodu właśnie znajdowałabym się na samym środku ulicy Focha (tj. między tramwajem a chodnikiem) i nie miałabym możliwości uskoczyć przed samochodem pędzącym z taką szybk