Jezu, chcę cierpieć, cierpieć dla Ciebie. Zawsze z modlitwą na ustach. Często upada, kto często podejmuje postanowienia. A co dzieje się z kimś, kto postanawia rzadko?
Nie robiłam często postanowień, ale i żadnego nigdy nie dotrzymałam, grzeszyłam na wszelkie sposoby, codziennie prosiłam Jezusa o cierpienie, o dużo cierpienia.
Od czasu, kiedy mama obudziła we mnie marzenia o Niebie, zawsze, nawet kiedy grzeszyłam, gorąco go pragnęłam i gdyby Jezus pozwolił mi wybierać, wolałabym uwolnić się od ciała i odlecieć do Nieba.
W tym samym roku pojawiło się we mnie inne pragnienie: czułam, jak rośnie we mnie pragnienie kochania Jezusa Ukrzyżowanego, a zarazem cierpienia i pomagania Jezusowi w Jego Męce.
Źle robi mi to, że jestem tak daleko od Najświętszego Sakramentu.
Chcę podążać za Tobą za cenę cierpienia i chcę tego gorąco; nie, Jezu, nie chcę więcej męczyć Cię swoim letnim postępowaniem, jak do tej pory; musiało to budzić w Tobie niesmak.
Nosiłam pierścionek; i ten zdjęłam i odtąd nic już nie miałam.
Zdaję się na Ciebie, mój Boże. Wszystkie moje dążenia, wszystkie uczucia będą dla Ciebie.
Czuję się słaba, Jezu, ale z Twoją pomocą, mam nadzieję, zdołam żyć inaczej, to znaczy bliżej Ciebie.
Nieraz zastanawiałyśmy się nad moimi grzechami i nad moją niewdzięcznością dla Jezusa i zaczynałyśmy obie płakać.
Każdego wieczoru, ledwie wyszłam ze szkoły, szłam do domu, zamykałam się w pokoju i klęcząc odmawiałam cały Różaniec, a w nocy nieraz wstawałam na jakiś kwadrans i polecałam Jezusowi moją biedną duszę.
Trzy, cztery razy w tygodniu przystępowałam do Komunii Świętej i Jezus przychodził, chociaż byłam taka niedobra, był ze mną, mówił mi tyle rzeczy.
Pamiętaj, że cenną biżuterią, która upiększa oblubienicę ukrzyżowanego Króla, mogą być tylko ciernie i krzyż.
Codziennie odwiedzać Pana Jezusa w Sakramencie i mówić do Niego bardziej sercem, niż językiem.
Ze wszystkich sił pracować nad tym, by nie prowadzić rozmów na tematy obojętne, a tylko o sprawach Nieba.
Nie pragnęłam niczego więcej: codziennie dostawałam dziesiątkę i codziennie słuchałam objaśnień kolejnego momentu Męki.
Gemmo, ileż dostałaś od Jezusa!
Pamiętajmy, że jesteśmy niczym, Bóg jest wszystkim, Bóg jest naszym Stwórcą, wszystko, co mamy, mamy od Boga.
Widziałam, jak bardzo jestem niewdzięczna wobec mego Boga i jak strasznymi grzechami cała jestem pokryta.
Wychowawczyni często mówiła na mnie „Pyszna".
Nieraz w ciągu dnia popadałam w pychę, zanim się spostrzegłam.
Gemmo, należysz do Jezusa; powinnaś być cała Jego. Bądź dobra: Jezus jest z ciebie zadowolony, ale bardzo potrzebujesz pomocy. Rozważanie Męki Pańskiej ma być dla ciebie czymś najdroższym.
Za każdym razem, kiedy bije zegar, trzy razy powtórzę: O mój Jezu, miłosierdzia.
Najgorsza ze wszystkich byłam zawsze ja, któż może wiedzieć, jaki rachunek muszę zdać Panu za zły przykład, jaki dawałam rodzeństwu i znajomym!
Często będę odwiedzać Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zwłaszcza wtedy, kiedy będę smutna.
Duchowość
Aktualności
Pielgrzymki
Najbliższa pielgrzymka Zapowiedzi
Rozmiłowani w Świętej Gemmie i każdy, kto tego pragnie, mają możliwość uczestniczenia w pielgrzymkach. Od czasu do czasu organizowane są pielgrzymki krajowe, a raz w roku - jeśli Pan Bóg pozwoli - pragniemy uczestniczyć w pielgrzymce zagranicznej.
Pierwsza tego typu podróż miała miejsce w dniach 1-10 lipca 2015 roku (Medziugorie). Pielgrzymka ta miała charakter dziękczynny za dar 75-lecia kanonizacji Świętej Gemmy (1940 - 2 V - 2015).
Dzieląc się wiarą jak chlebem publikujemy świadectwa uczestników:
Świadectwo 1
Moje świadectwo z pielgrzymki do Medziugoria to krótka historia. W modlitwie do Świętej Gemmy Galgani (obrazek św. Gemmy) znalazłem codzienną siłę do działania i wsparcie w problemach. "(...) i wyjednaj mi łaskę, która przyniesie ulgę mojej duszy (...)". Nie przypuszczałem, że Święta Gemma będzie mi tak bliską...
Robert
Świadectwo 2
Podczas pobytu w Medziugoriu zwróciłem uwagę na fakt, że Matka Boża często podkreśla, jak ważna jest modlitwa za kapłanów, i uświadomiłem sobie, że poświęcam jej za mało uwagi. Odniosłem wrażenie, że inne osoby też miały podobne odczucia. Postanowiłem to naprawić i ucieszyłem się, że zaproponowano mi udział w „zorganizowanej” formie modlitwy za kapłanów, jaką są Margaretki – wcześniej o nich nie słyszałem. Szybko doszedłem do wniosku, że taka modlitwa za wybranych kapłanów to również jest za mało. Chcę tą formą modlitwy ogarnąć większa liczbę kapłanów, a także przyczynić się do jej rozpowszechnienia w parafiach tak bardzo, jak to możliwe.
Krzysztof
Świadectwo 3
Pielgrzymka w to święte piękne miejsce umocniła moją wiarę. Każdy dzień w tym świętym miejscu był dla mnie szczęściem. Czułam bliskość Maryi, Jej miłość.
Danuta
Świadectwo 4
Pielgrzymka do Medziugoria umocniła moją wiarę dzięki wysłuchaniu wielu świadectw nawróconych narkomanów ze wspólnoty Cenacolo czy też Nancy i Patricka oraz Ivana. Codzienna msza i modlitwy były dla mnie ogromnym przeżyciem.
Marzena
Świadectwo 5
Spotkałam moją Mamę, Maryję
Przed wyjazdem na pielgrzymkę do Medziugoria postanowiłam powziąć intencję. Pomyślałam sobie: „Boże, ja chcę tylko zobaczyć moją Mamę”.
Zobaczyć moją Mamę – to byłoby dla mnie szczęście nad szczęściami, ponieważ moją Mamą teraz jest Maryja. Moja ziemska mama miała na imię Lidia. Odeszła do Pana 18.10.2004 roku. Byłam z nią bardzo związana. Po jej śmierci nie mogłam znieść rozstania i rozpaczałam. Jednego dnia poszłam do katedry w Bydgoszczy. Patrząc na Matkę Bożą Pięknej Miłości powiedziałam do Niej płacząc: „Mojej mamy już tutaj nie ma, a ja bardzo potrzebuję matki. Proszę więc Ciebie, Matko Boża, bądź teraz moją Mamą i nigdy mnie nie opuszczaj”.
Tak było. Pojechałam więc do Medziugoria, by Ją, Maryję, zobaczyć. Nie wiedziałam nawet, że Święta Gemma Galgani tak samo zwracała się do Maryi: „Mamo moja...”. Pielgrzymka była wyrazem dziękczynienia z okazji 75-lecia kanonizacji Świętej Gemmy. Fakt ten dotarł do mojej świadomości w drodze do Medziugoria i byłam zaskoczona i uradowana. Zaskoczona, że Święta właśnie tak czule zwracała się do Maryi, a uszczęśliwiona, bo przecież Świętą Gemmę nazywam moją siostrzyczką.
W czwartek 2.07.2015 byliśmy już blisko Medziugoria. W autokarze odmawiałam różaniec, trzecią część bolesną „Cierniem ukoronowanie”, kiedy wszystko znikło mi sprzed oczu. Zobaczyłam Maryję unoszącą się nad wielką wodą. Była młoda. Miała na sobie długą, czerwoną suknię, niebieski płaszcz, a na głowie złotą koronę. Była piękna, nieziemsko piękna! Maryja trzymała w dłoniach olbrzymi Najświętszy Sakrament. Był tak duży jak dwie Jej dłonie. Podniosła Go do ust i ucałowała. Uśmiechnęła się do mnie i puściła Najświętszy Sakrament na wodę. Płynął w moją stronę, gdy nagle Najświętszy Sakrament przemienił się w Dzieciątko Jezus. Mały Jezus był piękny. Miał białą szatkę i szedł po wodzie. Przyszedł do mnie i wyciągnął do mnie ręce. Wzięłam Go w objęcia. Byłam oniemiała ze szczęścia, zanurzona w Bożym pokoju.
Ocknęłam się. Spojrzałam na zegarek. Byłam zdziwiona. Wydawało mi się, że tak długo byłam z Maryją i z Jezuskiem, a zegar pokazywał godzinę 12:03. Zastanawiam się, jak to możliwe, że według czasu ziemskiego trwało to tylko 3 minuty?! Dalej trwał różaniec, trzecia część bolesna. Pomyślałam: „Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi. Godzina Maryi, a dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Nie dojechałam jeszcze do Medziugoria, a moja Mama, Maryja, już do mnie przyszła. Nie dość tego, jeszcze przysłała mi ucałowanego Jezusa. Zaprawdę Bóg jest MIŁOSIERNY.
To nie koniec łask, które spłynęły z Nieba. Przyznaję się, że jestem jak „niewierny Tomasz”. Muszę dotknąć, ujrzeć, usłyszeć, by uwierzyć. Taka jest moja słabość. Zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby tyle łask spłynęło na mnie? Cóż mogę powiedzieć? Naprawdę jestem „niewierny Tomasz”. Jezus przychodzi mimo drzwi zamkniętych, staje pośrodku i mówi: „Pokój wam!” A ja klękam i mówię: „Pan mój i Bóg mój!”.
Inny cud miał miejsce w Matczynej Wiosce. Przekraczając próg tego miejsca poczułam coś wyjątkowego. Nie mogłam tego określić słowami. Na ciele miałam ciarki. Wszędzie rozglądałam się, szukając Maryi. Tak duże było to odczucie, że nie mogłam się opanować i zapytałam przyjaciółki, czy też to czuje. Spojrzałam na drzewka posadzone jak w sadzie i powiedziałam: „To jest ogród Maryi, Ona tu jest!”. Tak opisałam Matczyną Wioskę. Rozglądałam się, ale nigdzie Jej nie zobaczyłam. Poszłam z grupą na Mszę Świętą do kaplicy. Tam był piękny, duży obraz Jezusa Miłosiernego, Zmartwychwstałego. Na obrazie nie było Serca Jezusa. Zmartwiłam się i zasmucona w duszy powiedziałam: „Panie, a gdzie jest Twoje Serce?”. Nie było odpowiedzi. Zaczęła się Msza. Wszedł ojciec Rafał Pujsza i stanął przed ołtarzem. W tym momencie zabrakło mi oddechu. Ojciec Rafał stał przed ołtarzem, a na ornacie jego było wyszyte Najświętsze Serce Jezusa. Przypomniałam sobie też, że zakonne imię ojca to Rafał od Najświętszego Serca Jezusa. Wzruszyłam się niesamowicie. Mój Jezus tak szybko dał mi odpowiedź. Zaprawdę rację ma Catalina Rivas, która otrzymała łaskę widzenia. W momencie podniesienia Ciała na ołtarzu kapłan znika. Pojawia się Jezus Kapłan. Pochylam głowę i mówię: „Pan mój i Bóg Mój”. A gdzie jest wówczas kapłan sprawujący Najświętszą Ofiarę? Jest ukryty w samym Sercu Jezusa.
Cóż za wielka łaska, być ukrytym w Najświętszym Sercu Jezusa!
Msza Święta zakończyła się. Wyszłam za zewnątrz. Był okropny upał. Stanęłam więc w cieniu pod lipą. Była godzina 12:00 w południe. Obok stanęła również grupka kobiet z innej pielgrzymki i zaczęły śpiewać „Bogurodzicę”. Poczułam wówczas cudowny zapach. Próbowałam zidentyfikować, gdzie na miejscu są jakieś piękne kwiaty, że tak cudowny zapach rozsiewają. Nigdzie nie widziałam. Pomyślałam: „Tak, to zapach najdelikatniejszych róż świata. To jest zapach Maryi!”. Obok mnie stała starsza kobieta i zapytała mnie, czy czuję ten zapach. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam: „Tak, to zapach Maryi!”. Byłam bardzo szczęśliwa. Mogłabym zostać w tym miejscu na zawsze.
Kolejny cud miał miejsce we wspólnocie Cenacolo. Po zwiedzaniu i wysłuchaniu świadectwa członka wspólnoty oddaliłam się na chwilę i stanęłam pod drzewem. Odczuwałam upał, a mimo to poczułam głód. Nie miałam ze sobą nic do zjedzenia. Chwyciłam listek drzewa i w duszy powiedziałam do Pana: „Boże, każdy listek drzewa Cię chwali, a ja jestem głodna”. Nie minęło 10 sekund, gdy nagle ktoś popukał mnie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Monikę. Zaprosiła mnie na jedzenie. Siedziała na murku, miała chleb i ryby w puszce. Poczęstowała mnie, lecza ja wzięłam tylko chleb. W tej chwili przypomniała mi się przypowieść o uczniach w drodze do Emaus. „Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.” Następnie „wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu.” Zrozumiałam wówczas, że Jezus jest wśród nas! Idzie z nami, z naszą pielgrzymką mimo, że Go nie widzimy. Towarzyszy nam, tłumaczy pisma i nawet je z nami. Czy my jednak Go widzimy? Zamknęłam oczy i usłyszałam: „JESTEM”.
Czuję Boga... Patrzę na Ojca Rafała, na każdą z osób z pielgrzymki i czuję Boga. odczuwam Go każdą cząsteczką duszy i ciała, gdyż Pan jest moim przeznaczeniem. Zaprawdę Boże, Ty jesteś „łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy”.
Opowiem o jeszcze jednym cudzie, który miał miejsce w ostatnim dniu pobytu w Medziugoriu. Po wieczornej Mszy Świętej, po różańcu nadszedł koniec pobytu w tej ziemi Maryi. Siedziałam w ławce przed ołtarzem polowym. Posmutniałam i pomyślałam: „No tak Mamo, nie zobaczyłam Cię tutaj”. Już chciałam wstać, gdy dwie ławki przede mną podniosła się zakonnica. Odwróciła się i podeszła. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Patrzyła prosto w moje oczy. Była piękna, miała lekko śniadą cerę i brązowe oczy. Zapytałam: „Jak siostra ma na imię?”. Odpowiedziała: „Lidia”. Tak się wzruszyłam, że aż zaprało mi dech w piersi, ponieważ moja mama ta ziemska ma na imię Lidia. Siostra zakonna miała coś niezwykłego w postawie, podobieństwo w oczach i karnacji do mojej mamy Lidii, ale cała osoba i spojrzenie było... Maryjne.
Na koniec mogę dodać tylko tyle, że w Wspólnocie Błogosławieństw w Medziugoriu powiedziałam w duszy do mojej Mamy, Maryi: „Totus Tuus”. Owocem tej pielgrzymki jest całkowite zawierzenie się Maryi. Mogę więc szczerze powiedzieć, że wszystkie wyżej wymienione łaski i cuda otrzymałam poprzez Maryję, ale za wstawiennictwem Świętej Gemmy, mojej Siostrzyczki, do której modliłam się. Wiadomo, że Maryja zawsze prowadzi do Jezusa. Ona jest Drogą, która nigdy nie błądzi. Największym więc owocem tej cudownej pielgrzymki jest dla mnie akt zawierzenia się Jezusowi przez ręce Maryi. Dokonałam go 8 września 2015 roku, po 33 dniach przygotowania według wskazówek św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Tego dnia w Katedrze przed obrazem Matki Bożej Pięknej Miłości powtórzyłam słowa wypowiedziane w Medziugoriu: „Totus Tuus”. Amen.
Donata
Świadectwo 6
Medziugorie – Góra Tabor
"Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich.
Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła.I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza».
Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.
I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!».
I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych".
(Mk 9, 2-10)
Od początku czułam, że jestem zaproszona przez Matkę Bożą. Wczesną wiosną otrzymałam propozycję wyjazdu do Medziugorie organizowanego przez wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym, jednak wtedy odmówiłam. Kiedy Ojciec Rafał Pasjonista, będący promotorem kultu św. Gemmy Galgani, zaproponował wyjazd po raz kolejny, pomyślałam, że być może Matka Boża chce, bym przyjechała do tego wyjątkowego miejsca, które Ona obrała jako przestrzeń swego świętego panowania i Miłości. Już wtedy zadawałam sobie pytanie dlaczego i po co mam tam być. Nie oczekiwałam żadnych cudów i znaków, zależało mi na przeżyciu duchowym i umocnieniu na dalsze etapy życia. Największym moim pragnieniem jest, aby wypełnić wolę Boga. Bardzo się ucieszyłam, że mogę pojechać, poznać nowe miejsce i nowych wspaniałych ludzi, którzy rzeczywiście stali mi się bardzo bliscy.
Po przyjeździe nasz czas został dokładnie zaplanowany i uporządkowany. Uczestniczyłam w codziennym bloku modlitewnym, zawierającym różaniec, Mszę Świętą z modlitwą o uwolnienie, a także adorację Najświętszego Sakramentu w danym dniu. Przy tej okazji, pragnę podzielić się bardzo ważnym doświadczeniem wewnętrznym, które miało miejsce w trakcie różańca. Z natury jestem osobą skrytą, obserwującą, dużo spraw przechowuję wewnątrz. Odczułam bliskość Matki Bożej tak silnie, jakbym była z nią jednością poprzez przytulenie i związanie. Czułam się jak wyjątkowe i kochane dziecko, ukojone w ramionach Matki. Chcę dodać, że wcześniej nie posiadałam takiego doświadczenia, jeśli chodzi o relację z moją mamą biologiczną. Niemal wszyscy, jako dzieci zostaliśmy zranieni, albo rozczarowaliśmy się w swym oczekiwaniu bezwarunkowej miłości. Noszę w sobie zranione dziecko, z którym pragnę nawiązać kontakt. Przyjąć za nie odpowiedzialność, troszczyć się o nie i opatrzyć rany. Tylko w łączności z Bożym Dzieckiem wewnątrz mnie, życie staje się autentyczne. To jest radosna nowina Dzieciątka w żłóbku – Boga objawiającego się w ludzkim życiu. Dla mnie miłosna bliskość Maryi i Jezusa stała się pokarmem duchowym.
Kolejnym, wielkim wyrazem miłości była i jest Eucharystia. Spotkanie i zjednoczenie duchowe w Komunii Świętej z Chrystusem Zmartwychwstałym, udział w Jego zbawczej Ofierze i również ważne zetknięcie z Jego ożywczym słowem, które wypełniło moje serce. Cała droga Chrystusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie odbija się w drugim człowieku, którego Bóg postawił na mojej drodze. Jest to dla mnie bardziej realne gorące i żywe przeżycie obecności i działania Boskiej opatrzności.
Widziałam tysiące pielgrzymów z różnych krajów na modlitwie, którzy wierzą i żyją chrześcijańskim doświadczeniem miłości – ludzie, którzy płoną. Pełni piękna! Szczególnie my Polacy, jak zauważyłam, jesteśmy przez Boże miłosierdzie powołani niczym iskra w Bożych rękach. Szczególnie my jesteśmy rozmodleni i świadczymy żywą wiarą o Bogu i Maryi, których bardzo kochamy.
Ważnym wydarzeniem była również adoracja Najświętszego Sakramentu wzbogacona delikatnym śpiewem i przepiękną muzyką, która pomagała jeszcze mocniej rozmiłować się w Sercu Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie.
Niezmiernie istotnym okazało się spotkanie we Wspólnocie Błogosławieństw, gdzie pielgrzymi zawierzają się Maryi, aby współpracować z Nią w procesie przemiany życia, w procesie stawania się narzędziem w rękach Matki dla ratowania dusz ludzkich. Całość wieńczy akt oddania się Niepokalanemu Sercu Maryi. Jedną z części tego spotkania stanowiła modlitwa z nałożeniem rąk kapłańskich. Właśnie wtedy, korzystając z łaski Bożej i talentu wyobraźni, poczułam się jak Święty Piotr na górze Tabor, który chciał utrwalić ową niezwykłą sytuację, stawiając trzy namioty. Ja także pragnęłam zostać w głębokim doświadczeniu obecności Chrystusa, w żarze ognistej miłości Pana, przemieniającej całe wnętrze w czystą radość i nasycenie ducha. Jednocześnie pocieszenie, które w tym momencie otrzymałam jest głębokim stanem uciszenia i miłosnego omdlenia, powodującego, że całe ciało odczuwa największą rozkosz w potokach szczęścia. Jest to wielkie i dziwne uszczęśliwienie. Cały człowiek zostaje wciągnięty w głębokie skupienie, a wszystko zostaje poddane miłości w taki sposób, że można czuć się nieco zagubionym i bezwładnym. W czasie tej modlitwy zawierzenia, kiedy oddałam bliskie osoby, a trzeba dodać, że moja córka była przy nadziei, oczyma duszy ujrzałam nienarodzone dziecko, zatopione w pełnym świetle. Otrzymałam przekonanie, że maleństwo urodzi się nie w planowanym terminie, który przypadał na 20 sierpnia, a w czasie, który Maryja sama wybierze i to będzie Jej czas. I rzeczywiście, poród rozpoczął się 13 sierpnia, a więc we wspomnienie Matki Bożej Fatimskiej. Natomiast Luiza przyszła na świat 14 sierpnia w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego. Opatrznościowym jest fakt, że Święty Maksymilian inspirował się życiem i świętością Gemmy Galgani, a nasza pielgrzymka miała charakter dziękczynny za dar 75-lecia Jej kanonizacji.
Narodziny Luizy spowodowały we mnie tak wielką i nieznaną dotąd radość, iż czułam się jak w niebie, podzielając szczęście Maryi Wniebowziętej. Córka, nie wiedząc o moich doznaniach duchowych, jednocześnie nie będąc w tak bliskiej relacji z Bogiem, nadała Luizie drugie imię Maria, co miało miejsce w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej. Jestem przekonana, że to dziecko jest błogosławieństwem dla całej naszej rodziny i świata, a także zapewnieniem Maryi o ciągłej miłości i opiece nad nami.
Także we mnie nastąpiła przemiana. Od dłuższego czasu odczuwam potrzebę, by oddać się Bogu jako ofiara za grzeszników i dusze czyśćcowe, szczególnie zaś za kapłanów, przeżywających kryzys w powołaniu (nie wiedziałam, że to także był charyzmat św. Gemmy). Pragnienie oddania się do dyspozycji Maryi nieustannie wzrasta, staje się z każdą chwilą silniejsze, gwałtowne, niczym pasja…”W tym samym roku pojawiło się we mnie pragnienie… Czułam jak rośnie we mnie pragnienie kochania Jezusa Ukrzyżowanego, a zarazem cierpienia, pomagania Jezusowi w Jego Męce” (Święta Gemma).
Alicja
Świadectwo 7
Kiedy człowiek zaczyna oddawać Bogu swoje pragnienia, On tak wiele z nich spełnia... Spełnił także moje pragnienie pojechania na pielgrzymkę do Medziugoria ze Świętą Gemmą.
Kiedy przeczytałam Autobiografię Świętej Gemmy stwierdziłam, że jest to święta trochę inna od tych których znam. Wydała mi się krnąbrna, niedoceniająca tego, co Bóg jej daje i tak mało ufająca Słowu z nieba. W gruncie rzeczy taka zwykła i grzeszna jak ja czy ty. A jednak, to jej Bóg dał się tak bardzo poznać i pozwolił cierpieć w tak namacalny sposób. Chciałam ją bliżej poznać, gdyż musiała być w niej ta głębia miłości do Boga a tym samym do człowieka, która sprawiła, że Stwórca tak łaskawie na nią spojrzał aż do wyniesienia ją na ołtarze.
To był jeden z powodów pragnienia pojechania na pielgrzymkę. Ale nie najważniejszy. Powodów było jeszcze kilka: chęć odpoczynku, oderwania się od codzienności, poznania ludzi, których tak się złożyło, że zapisywałam na tę pielgrzymkę. Z niektórymi tak dobrze mi się rozmawiało, jakbym znała ich od lat. Byli tacy ciepli i wyrozumiali, a jednocześnie też umęczeni codziennością, problemami życia... To łączyło. I dziwiłam się, że z taką łatwością przychodzi mi rozmowa... bo nie należę do osób śmiałych i tych, którym z łatwością przychodzi rozmawiać z innymi. Jednak dziwne pragnienie wewnętrzne było tym, co sprawiało, że chciałam wyjechać do Medziugoria. Po raz pierwszy mąż mnie do niczego nie namawiał. Sama powiedziałam Piotrowi, że chciałabym pojechać. Sama zapytałam mamę, czy zechciałaby zostać z dwójką najmłodszych dzieci (tu też nie miałam obaw, że zostawię ich na 10 dni!) a trzy dziewczyny wzięlibyśmy ze sobą. I mama... nie zgodziła się. Zrozumiałam to, bo rodzice bardzo nam pomagają. Kiedy mąż jest w podróżach rodzice są niemalże codziennie. Choroba, lekarz, szpital… zawsze można na nich liczyć. A że wiek już nie ten... Trudno. Może innym razem. Jak dzieci podrosną. I tak zostawiłam tę sprawę. Jednak na drugi dzień dostałam wiadomość od rodziców, że mogę jechać! Bardzo się ucieszyłam. Zawdzięczam to Świętej Gemmie :)
Podróż minęła spokojnie. Trzy córy w wieku 4, 7, 8 lat sprawowały się bardzo dobrze. Najbardziej zachwycona byłam najmłodszą córką, która przeszła całe Jeziora Plitwickie bez większego marudzenia i która ze swoim „egocentrycznym” charakterem tylko raz zrobiła nam scenę histerii i wrzasku na placu przed ołtarzem polowym. I nawet teraz w domu – choć niestety sceny histerii są częstsze – sama się modli i śpiewa na cały głos pieśń o Świętej Gemmie: „Jak klejnot...”
I w małym serduszku dziecka jest ta tajemnicza więź z Bogiem. Po swojemu przeżywa, ale to pragnienie Jezusa wnika w duszę już od małego. Dlatego coraz bardziej rozumiem, jak ważne jest umożliwienie dzieciom doświadczania przeżyć religijnych. Nawet biorąc je w tak daleką podróż.
Nie wiem, jakie są owoce tej pielgrzymki w moim życiu. Wiele cudów odkrywam przeważnie później. Z perspektywy czasu.
Wiem jedno. Maryja zaprosiła nas po raz drugi do Medziugoria. I to niecałe trzy tygodnie po tej pielgrzymce. Nie chciałam już nikogo prosić o pomoc przy dzieciach. Stwierdziliśmy z mężem, że jedziemy z całą piątką. Mąż wyjechał dwa dni wcześniej z dwoma starszymi córkami, a ja z maluchami miałam dojechać dwa dni później. Jednak trzy dni przed pielgrzymką dzieci były tak niegrzeczne, że stwierdziłam, iż nie dam rady z nimi pojechać. Chciałam zrezygnować. Westchnęłam tylko do Matki Bożej, aby może natchnęła moją mamę, żeby została z najmłodszym synkiem. Z dwójką byłoby mi łatwiej. Jeszcze tego samego wieczoru mama zadzwoniła i zaproponowała pomoc przy najmłodszym Dawidku. Pojechaliśmy. A wyjazd był 30 lipca w trzecie urodziny synka Dominika. Wracaliśmy w jego imieniny - 8 sierpnia. Ten wyjazd był dla niego. Dostał wiele błogosławieństwa od Maryi przez ręce kapłanów.
Od śmierci mojego dziadka Janka – taty mojej mamy - minęło ponad dwadzieścia lat. Mój dziadek był w seminarium jednak z przyczyn, o których nigdy mojej mamie nie powiedział, zrezygnował z drogi, która prowadziła do kapłaństwa. Uwielbiał kaktusy. Bardzo je pielęgnował. Po śmierci nigdy nie przyśnił się mamie, co było powodem jej zmartwienia. Od jego śmierci żaden kaktus nie zakwitł. Dopiero po około 20 latach zakwitło kilka kwiatów. Mama odebrała to jako znak, że dziadek jest w niebie.
Kiedy my pojechaliśmy do Medziugoria Rodzice cały czas byli w naszym mieszkaniu. Bardzo rzadko przyjeżdżali do siebie. Jednak pewnego dnia tata wrócił do domu i zobaczył, że dwa kaktusy są pełne kwiatów. A jeden tak, że nie było widać kaktusa, tylko same kwiaty. Dla rodziców był to znak podziękowania od Boga za trud i poświęcenie, jakie ponieśli, abyśmy my mogli pojechać z dziećmi do Maryi i jednocześnie służyć innym. Takie niby małe znaki Bożej miłości. Drobne rzeczy. Tylko je dostrzec i zrozumieć :)
Wiem, że jestem osobą mało systematyczną. Jak już boli, idę do lekarza. Jak nie boli, zapominam o lekach. W zabieganym życiu i obowiązkach wiele rzeczy pomijam i zaniedbuję. Jednak wydaje mi się, że owoc pielgrzymki ze Świętą Gemmą jest inny niż mogłabym przypuszczać. I że pomimo moich zaniedbań i małej profilaktyki, by zrobić wszystko aby nie chorować, to cierpienie powiązane jest z tym, że właśnie z Nią byłam na pielgrzymce. Odkryłam to kilka dni temu. Pod koniec pielgrzymki zachorowałam. Straciłam głos, nie mogłam śpiewać. Po przyjeździe wzięłam antybiotyk. Po około tygodniu od odstawienia leku następna angina – następny antybiotyk. Po czterech dniach od końca brania lekarstwa kolejna angina. Tak bolesna, że palenie w gardle budziło mnie nocami. W ostatnim dniu brania antybiotyku ogromny ból pleców, który dostałam na spotkaniu popielgrzymkowym. Następnego dnia nawrót bólu. Pojechałam do szpitala – USG nerek. Wszystko w porządku. Jednak dostałam następny antybiotyk.
Na spotkaniu popielgrzymkowym doszło do mnie, że zaczęłam chorować właśnie na pielgrzymce ze Świętą Gemmą. Zrozumiałam też, że nie oddawałam tego cierpienia Bogu. Ojciec Rafał mówił o cierpieniu Świętej i o różnych doświadczeniach, które mogą spotkać tych, którzy Ją poznali. Od tego dnia oddaje wszystkie bóle Jezusowi. Zmęczenie po tych chorobach. Brak sił. I jednocześnie staram się dbać bardziej o swoje zdrowie, by - jeśli Bóg chce - cierpienie było tylko od Niego, a nie konsekwencją moich zaniedbań.
Dziękuję za spotkanie popielgrzymkowe i wizerunke Świętej Gemmy na ornacie kapłana. Wstyd się przyznać, ale po pielgrzymce zapomniałam o Niej. Nie modliłam się do Świętej Gemmy w ogóle. Ten wizerunek, który widziałam przez całą Mszę i przypomnienie o Świętej i Jej cierpieniu jakoś mnie obudziło. I wiele rzeczy zaczęłam rozumieć inaczej.
Monika